Rozmowa z prof. Stanisławem Michałowskim, politologiem z lubelskiego UMCS o wynikach wyborów parlamentarnych 2011.
Bez sensacji. Po raz kolejny okazało się, że nasza scena polityczna jest w miarę stabilna. Nawet wynik Ruchu Palikota nie jest dla mnie super zaskoczeniem, jak komentuje to wiele osób. Po pierwsze dlatego, że Palikot od początku miał swój elektorat. A po drugie był dla wielu osób alternatywą. Alternatywą, którą nie mogło być na przykład PJN. Dlatego zebrał głosy PO i SLD. Poza tym Palikot nie jest osobą nieznaną w świecie polityki.
• Ludzie głosowali na Palikota czy na program jego ugrupowania?
Przede wszystkim na niego, jako osobę, która głosi pewne hasła. Celowo nie nazywam tego programem. Raczej hasłami, które – jak się okazało – trafiają do części wyborców, zwłaszcza do młodego elektoratu.
• Scena polityczna, jak Pan zauważył, jest w miarę stabilna – także w naszym regionie, gdzie znowu wygrało PiS.
Ten wynik także nie zaskakuje. Pokazuje, że ciągle mamy do czynienia z Polską A i Polską B. Polska wschodnia konsekwentnie popiera PiS, a Polska centralna i zachodnia – PO. Przypominam, że tak było również w poprzednich wyborach parlamentarnych i ostatnich prezydenckich. Można jedynie rozpatrywać, dlaczego tak się dzieje. W moim odczuciu ludzie ciągle mają wrażenie, że program spójności, wyrównywania szans się nie sprawdza. Stąd ten podział na scenie politycznej.
• Pomimo wygranej PiS w regionie najlepszy wynik wśród kandydatów osiągnęła kandydatka PO – Joanna Mucha (ponad 45 tys. głosów).
Szybko zaczęła kampanię, jej plakaty zajęły dobre miejsca na dobrych nośnikach. Była bardzo widoczna, nie tylko w Lublinie, ale i w regionie. Jest osobą rozpoznawalną, znaną z mediów. To wszystko złożyło się na ten wynik.
• Lepszy nawet od liderki listy PO w Lublinie – Magdaleny Gąsior-Marek (niecałe 15 tys. głosów).
Choć to liderka teoretycznie powinna "ciągnąć” listę. Ludzie głosujący na dane ugrupowanie często wybierają właśnie osobę z pierwszego miejsca. Myślę, że w tym wypadku wpływ na lepszy wynik Muchy miał nagłośniony przez media konflikt między obiema paniami – sympatia ludzi pozostała jednak po stronie Muchy. Pamiętajmy, że ona marzyła o pierwszym miejscu na liście, otwarcie mówiła o tym, że to miejsce jej się należy. Ale decyzją władz partii znalazła się na drugim. Ludzie mogli się temu sprzeciwić. Mogli chcieć pokazać, że liderką powinna być jednak Mucha.
• Wspomniał Pan o kampanii Muchy. Ale kilkoro innych kandydatów PO, którzy byli bardzo widoczni w jej trakcie – m.in. Maciej Kulka, Kornelia Kwapisz czy Anna Glijer – jednak w Sejmie się nie znajdzie.
Sama obecność na plakatach czy billboardach nie wystarczy. Okazuje się, że – żeby dostać się do Parlamentu – trzeba być osobą znaną. To różni tych kandydatów choćby od Joanny Muchy.
• Co teraz? Nadal koalicja PO-PSL?
Musimy poczekać na szczegółowe wyniki wyborów i dokładny podział mandatów w Sejmie. Rachunek będzie prosty. Jeśli PO i PSL wystarczy głosów, żeby stworzyć większość i samodzielnie rządzić, u władzy pozostanie obecna koalicja. Potrzebna jest do tego zwykła większość w Sejmie. Dołączenie do koalicji Ruchu Palikota dałoby większą pewność, większą łatwość przy głosowaniu ustaw. Ale to także ryzyko, bo Palikot z pewnością będzie chciał forsować hasła, z którymi szedł do tych wyborów.
• A udział SLD w koalicji jest wykluczony?
To nie jest do końca pewne. SLD, uważany za największego przegranego tych wyborów, nie stawiałby tak ostrych warunków jak np. Palikot. To atut sojuszu przy rozmowach koalicyjnych. Pozostają jednak różnice programowe. Poczekajmy do oficjalnych wyników i ogłoszenia podziału mandatów. Wtedy okaże się, czy do koalicji jest potrzeby ktoś "trzeci”, czy wystarczą dwie partie – PO i PSL.