Gdyby sprawdziły się zapowiedzi lubelskich polityków, to w Sejmie zabrakłoby miejsc. Na jaki wynik liczą najwięksi polityczni gracze z naszego województwa?
Przypomina, że w poprzednich wyborach PiS zdobył 42 proc. głosów w okręgu lubelskim, jest przekonany, że teraz będzie podobnie.
Z umiarkowanym optymizmem do spodziewanych wyników podchodzi lubelska Platforma. – W okręgu lubelskim weźmiemy 5 mandatów, a w chełmskim trzy – mówi Piotr Sawicki, członek władz regionalnych PO.
W poprzednich wyborach sporo głosów zebrał dla Platformy Janusz Palikot. Czy PO utrzyma jego mandat? – Mam nadzieję, że tak. Ludzie głosowali na niego, ale jako na lidera naszej partii – mówi Sawicki.
– To bardzo prawdopodobne, że najwięcej głosów zbierze u nas tradycyjnie PiS – ocenia Stanisław Michałowski, politolog z UMCS. Dodaje, że sporo ludzi zagłosuje też na PSL.
– Wielką niewiadomą jest wynik Ruchu Palikota. Nasz region jest katolicki. Nie sądzę, żeby odnieśli sukces, pewnie więcej głosów uzyskają w Warszawie, Poznaniu czy w Lubuskiem.
Ale Janusz Palikot wierzy w sukces w rodzinnych stronach. – Będziemy mieli 12 proc. w województwie lubelskim. Myślę, że to da nam dwa mandaty – mówił wczoraj.
– Ruch Palikota nie przekroczy wyborczego progu 5 proc. – prognozuje tymczasem Jacek Czerniak, szef lokalnych struktur SLD. Liczy, że Sojusz będzie miał w sumie po trzech posłów w obu okręgach.
PJN chce zebrać w naszym regionie 8–9 proc. głosów.
– Głosy oddane na PJN nie są zmarnowane. Proszę o danie nam szansy – zachęcał Zbigniew Wojciechowski, lider PJN w województwie.
Jedyny na rozmowę o prognozach nie daje się namówić Krzysztof Hetman, lider list PSL do Sejmu. – Ocenią nas wyborcy. Liczę na dobry wynik – stwierdził wczoraj Hetman.
Hipermarket obietnic - komentarz Krzysztofa Wiejaka, redaktora naczelnego Dziennika Wschodniego
Wyborcze kąski podawane w dowolnych ilościach, byle tylko elektorat połknął haczyk, dał się omamić i zaznaczył właściwy kwadracik na karcie do głosowania. Tylko najlepsze wyborcze wędliny bez konserwantów i polepszaczy.
Cieszę się, że kampania dobiega końca. Po pierwsze dlatego, że nie mogę dłużej patrzeć na ten śmietnik, który urządzili nam kandydaci, a z którym nikt, a szczególnie Straż Miejska (piszę o Lublinie, ale w innych miastach było podobnie), nie potrafił skutecznie walczyć.
Żeby cokolwiek zrobić z kamienicą w centrum (odmalować, wymienić okna itp.), trzeba podań, analiz, wniosków i kilku miesięcy cierpliwości na decyzję tzw. organu. Żeby zaśmiecić miasto, wystarczy kandydować, mieć plakaty, kawałek dykty, drutu i kombinerki. Hulaj dusza, nie boimy się Ratusza.
Cieszę się, że to finisz kampanii również z innego powodu. Skończy się umizgiwanie
do wyborców, marketingowe sztuczki, niesamowite fotograficzne metamorfozy, których nie powstydziłby się niejeden chirurg plastyczny.
Dla niektórych kandydatów bardziej liczyło się nie to, co mieli nam do powiedzenia, ale samo miejsce spektaklu (nie mylić z konferencją prasową) i użyte rekwizyty. Mieliśmy więc prezentacje na schodach, na balkonie, na przejściu dla pieszych, na boisku, w polu, na stojąco, z piłką do kopania, z łopatą, solo, ze wsparciem "gwiazdy”.
A do tego obietnice: oddam pół pensji; wybuduję Centrum Kopernika 2.0; teraz zdejmuję stanik, potem pokażę więcej; oderwę Południowe Podlasie od województwa lubelskiego; jak wejdę do Sejmu, to mój kolega (1,8 promila za kółkiem) wejdzie do Sejmiku.
Najważniejszy jest człowiek, rodzina, górnicy, nauczyciele, lekarze (zakreśl dowolną odpowiedź). Każdy coś tam coś tam obiecywał, ale nie było odważnych, którzy by mówił, jak będziemy oszczędzali. A będziemy musieli, i to bardzo.
Czy mimo wszystko pójdę na wybory? Tak i – jak zwykle – zrobię to z przyjemnością. Przyjemnością, którą od ponad 20 lat daje mi demokracja. Ta wolność pozwala mi wybrać nie tych, którzy jak kometa pojawiają się przy okazji wyborów, by przypomnieć nam o swojej bytności i za chwilę zniknąć na 4 lata w parlamentarnym niebycie.
Czekają nas ciężkie kryzysowe czasy. Do przejścia przez ten czas nie potrzeba nam prestidigitatorów, ale sprawnych, skutecznych, pracowitych i mądrych posłów. Czy rzeczywiście tacy są kandydaci, na których chcemy oddać nasz głos? Mamy dwa dni na zastanowienie się.