W poniedziałek wieczorem Sejm przyjął ustawę dotyczącą głosowania korespondencyjnego w majowych wyborach prezydenckich. Według projektu, możliwe będzie ich przełożenie o tydzień. Kontrowersje budzi zapis, z którego wynika, że osobom, które nie odeślą kart, grozi więzienie
Projekt ustawy o szczególnych zasadach przeprowadzania wyborów powszechnych na prezydenta RP w trakcie przerwy w poniedziałkowych obradach złożył przewodniczący Komitetu Wykonawczego PiS Krzysztof Sobolewski. Wśród grupy wnioskodawców, którzy podpisali się pod projektem znalazł się m.in. lubelski poseł Sylwester Tułajew.
W praktyce głosowanie korespondencyjne ma wyglądać tak, że w ciągu siedmiu dni przed wyborami każdy wyborca otrzymałby pocztą pakiet z kartą do głosowania, dwiema kopertami, instrukcją oraz oświadczeniem o osobistym i tajnym oddaniu głosu. Po wypełnieniu kartę należałoby włożyć do pierwszej koperty, a następnie wraz z podpisanym oświadczeniem do koperty zwrotnej i dostarczyć do wskazanej skrzynki pocztowej na terenie zamieszkiwanej gminy. Oddane w ten sposób głosy w dniu wyborów miałyby być transzami dostarczane do komisji wyborczych.
Nowy projekt wprowadził kilka nowości. Jedna z nich zakłada, że jeśli na terytorium Polski ogłoszono stan epidemii (obowiązuje on od 23 marca), marszałek Sejmu może zarządzić zmianę terminu wyborów. Nowa data musi odpowiadać przepisom określonym w Konstytucji, co oznacza, że w grę wchodziłyby: 3, 10 i 17 maja.
Spore kontrowersje zdążył wywołać zapis mówiący o tym, że za kradzież karty do głosowania lub oświadczenia o tajnym i osobistym oddaniu głosu, grozi kara do trzech lat pozbawienia wolności. Dało to pole do interpretacji, że ukarane mogą zostać osoby, które nie odeślą otrzymanych drogą pocztową kart.
– To oczywiste, że nie chodzi o kradzież swojej karty, a o ewentualną kradzież karty np. sąsiada, współdomownika, czy kradzież jej listonoszowi. W żadnym wypadku nie wprowadzamy przymusu stuprocentowej frekwencji. Ktoś, kto otrzyma kartę do głosowania, będzie mógł ją oddać z głosem, ale nie musi, bo to przecież prawo, a nie obowiązek wyborczy – wyjaśnia lubelski poseł PiS Przemysław Czarnek.
Parlamentarzyści opozycji zarówno najnowszy projekt, jak i sam pomysł przeprowadzania wyborów 10 maja krytykują. – Terminy, jakość procedowania tej ustawy i przede wszystkim okoliczności pandemii wskazują, że to jest niemożliwe – mówi Jan Łopata, poseł PSL-Kukiz’15.
Teraz ustawą zajmie się Senat, w którym nieznaczną większość ma opozycja. Marszałek Tomasz Grodzki zapowiedział już, że izba wykorzysta pełne 30 dni przysługujące jej na rozpatrzenie dokumentu.
Wiele obaw mają przede wszystkim pracownicy Poczty Polskiej. To ta instytucja będzie odpowiedzialna za dostarczenie wyborcom pakietów do głosowania. – Jeżeli pakiet wyborczy miałby być dostarczony za potwierdzeniem odbioru, trzeba chodzić z góry na dół do każdego mieszkania, dotrzeć do każdego uprawnionego, pokwitować odbiór pakietu i poczekać, aż zagłosuje. I nawet gdyby dali nam wojsko do pomocy, to trudno sobie wyobrazić, by można było dostarczyć np. 300 listów dziennie – mówi lubelski listonosz, który w swoim rejonie ma ok. 900 adresów.