Mam 29 lat i tytuł magistra przed nazwiskiem. Dobrze znam angielski, wiem do czego służy komputer. No i szukam pracy
Przedstawiciel handlowy, specjalista ds. handlowych, konsultant ds. zakupu - ogłoszeń jest tak dużo, że żal byłoby nie spróbować. Wysyłam CV do kilkunastu potencjalnych pracodawców. Wybieram anonse, w których doświadczenie jest tylko "mile widziane” i nikt nie wspomina o rozpoczęciu własnej działalności gospodarczej.
Statystycznie bardzo słabo
Podobno na sto wysłanych CV do różnych firm, odpowiada pięć. Statystycznie szanse na znalezienie pracy mam więc żadne. Szukam więc dalej. Nie jestem ani "miłą panią”, ani studentem (najlepiej z "własnym aparatem cyfrowym”). Nie potrafię układać glazury, nie mam prawa jazdy kategorii C. Co gorsza - nigdzie się nie wybieram - chcę pracować w Lublinie.
Wysyłam kilka kolejnych e-maili. Jak dobrze pójdzie, to zostanę hostessą na promocjach, będę rozwozić pizzę lub podawać do stołu w "dobrej restauracji”. Odpowiadam też na najbardziej intrygujące ogłoszenie, jakie znalazłam. "Jesteś młoda. Odważna, chcesz zarobić 50/h.”. Wysyłam SMS-a.
Czekam. A jutro znów kupię gazetę.
Rozmowy miłe i niemiłe
"Osoba do roznoszenia ulotek reklamowych od zaraz, proszę o sms z opisem własnej osoby”. Więc piszę. "Mam 28 lat, jestem miła, cierpliwa, lubię rozmawiać z ludźmi. Pilnie szukam pracy.”
"Osoba do sprzątania obiektów, kontakt od godz. 11.”. Dzwonię i już po chwili żałuję, że to zrobiłam.
- Dzień dobry, dzwonię w sprawie ogłoszenia...
- Było wyraźnie podane, żeby dzwonić do godz. 13.
- Ale ja mam przed sobą ogłoszenie i tu jest napisane...
- Ja najlepiej wiem, co tam jest napisane. Do widzenia.
Lodziara
- Pracowała pani kiedyś przy lodach?
- Nie.
- A gdzie pani pracowała?
- Ostatnie dwa lata w hotelu w Anglii.
- I zaraz pewnie pani znowu do Anglii pojedzie?
- Na razie zostaję w Polsce.
- Z Lublina pani jest? W jakiej dzielnicy pani mieszka? Ile pani ma lat? Ma pani męża? Dzieci?
- Nie mam, mieszkam na Nałkowskich.
- No dobrze, niech pani przyjedzie na rozmowę. Zobaczymy.
700 na miesiąc lub 7 na godzinę
Mogę też stać za ladą w centrum miasta. Tutaj zarobię 100 zł więcej, ale sklep jest otwarty do 23; także w soboty i święta.
Sprzątanie?
Znajduję firmę, która "tworzy bazę danych” potencjalnych pracowników.
- Sprzątamy zakłady pracy, hale i inne instytucje. Jak coś będzie, to zadzwonimy - informuje miłym głosem pani po drugiej stronie słuchawki.
Za ile? 7 zł.
- Na rękę? - upewniam się. Na rękę.
W sumie rewelacja, bo w pizzerii zarobię jeszcze mniej. Jako roznosiciel pizzy dostanę 3 zł na godzinę, plus od 2 do 5 zł za każdy kurs własnym samochodem.
- U konkurencji stawki są mniejsze. Sprawdzałem - zachęca pan prowadzący rekrutację. - Zatrudnimy pewnie wszystkich chętnych, bo otwieramy dwa nowe punkty. A najlepsi pracownicy mają szanse na umowę o pracę. Ale tylko ci chętni do pracy, a nie tacy, co będą stać bez sensu.
Uff...
Niedowiarek
- Płacimy od 23 do 55 zł za tysiąc ulotek rozniesionych bo blokach, domkach czy wieżowcach.
- Nigdy tego nie robiłam. Proszę powiedzieć ile czasu mi to zajmie - dopytuję.
- To zależy od rejonu. Tak średnio od 6 do 8 godzin.
Wysłałam kilkadziesiąt CV, wydałam majątek na komórki. Nikt nie oddzwonił, nie odpisał na SMS-a, pocztą elektroniczną przyszła tylko jedna odpowiedź. Anonimowa osoba informuje, jak dorobić nie wstając od komputera. "Wystarczy, że odbierzesz kilka maili dziennie, a pieniądze będą rosły w szybkim tempie.”
Jakoś ciężko mi w to uwierzyć.