Magdalena Leszczyńska zaraz po tym, jak założyła związki zawodowe w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Gorzowie Wielkopolskim, dostała dyscyplinarkę. - To kara za związek - mówi. - To kara za słabą pracę - odpowiada rektor.
- Nigdy. Nawet dostałam nagrodę za działalność naukową i dydaktyczną na rzecz rozwoju uczelni - mówi drobna blondynka.
- To za co ta dyscyplinarka? - dopytuję.
- Oficjalnie za ciężkie naruszenie obowiązków pracowniczych. Jednak moim zdaniem za założenie Solidarności na uczelni. Formalnie powodem było to, że założyłam związki, nie posiadając aktualnych badań lekarskich.
Tymczasem obowiązkiem pracodawcy jest poinformowanie pracownika o kończących się badaniach - mówi M. Leszczyńska. - Pracowałam tu od października 2001 r. Zostało mi pół roku do obrony doktoratu. I nagle ściana. Zostałam bez pracy, w zawieszeniu, z jedenastoletnim synem i bez stałego dochodu. Ale nie mam zamiaru chować głowy w piasek - stwierdza.
Przyznaje: praca na uczelni nie jest łatwa ani świetnie płatna (zarabiała 1,5 tys. zł na rękę), ale to kochała. I to pomimo braku podwyżki od sześciu lat, choć liczyła, że po obronie doktoratu pensja pójdzie w górę. Uwielbiała kontakt z młodymi ludźmi, przekazywanie wiedzy.
Ostatnio sporo chorowała, ale już stawała na nogi. - Jednocześnie szarpałam się z uczelnią o pieniądze na przewód i egzaminy doktorskie, które zdałam na oceny bardzo dobre. Uczelnia obiecała pomoc, ale siłą trzeba było pieniądze wyduszać. Wtedy zaświtał mi pomysł na założenie związku zawodowego - opowiada.
3 grudnia oficjalnie zarejestrowała razem z innymi młodymi wykładowcami zakładową Solidarność. Nie była papierową szefową. Zgodnie z prawem poprosiła władze uczelni o pokój na prace związku, regulamin wynagradzania, pracy, organizacyjny i inne dokumenty. W zamian uczelnia poprosiła o... listę członków Solidarności. - Nie daliśmy nazwisk, bo nie ma takiego obowiązku - mówi Leszczyńska. 30 grudnia dostała dyscyplinarkę.
Rektor PWSZ prof. Andrzej Bałaban zapewniał nas wczoraj, że to dorabianie legendy do kiepskiej pracy. Do związku nic nie ma. - Pani Leszczyńska nie odbywała zajęć ze studentami, bo sporo czasu była na zwolnieniu. Nie pisze też doktoratu. Zaniedbała kilka spraw formalnych.
Muszę dbać o uczelnię i kształcenie studentów - mówi rektor. Jego zdaniem M. Leszczyńska zaangażowała się w tworzenie związku, by zyskać ochronę przed zwolnieniem. - Fakt, że machina zmierzająca do wyrzucenia jej z pracy ruszyła dopiero po powołaniu uczelnianej Solidarności, to tylko zbieg okoliczności - twierdzi Bałaban.
M. Leszczyńska złożyła już pozew sądowy przeciw uczelni. - Oczekuję przywrócenia do pracy i zaległych poborów. Mam dokumenty, które dowodzą, że nie zaniedbywałam pracy. Byłam na wszystkich zajęciach ze studentami i mam to udokumentowane! Chcę wrócić do pracy i skończyć doktorat, któremu poświęciłam tyle czasu - mówi.
Formalnie, choć nie jest już na etacie, cały czas pozostaje szefową Solidarności w PWSZ.