Przeglądarka, z której korzystasz jest przestarzała.

Starsze przeglądarki internetowe takie jak Internet Explorer 6, 7 i 8 posiadają udokumentowane luki bezpieczeństwa, ograniczoną funkcjonalność oraz nie są zgodne z najnowszymi standardami.

Prosimy o zainstalowanie nowszej przeglądarki, która pozwoli Ci skorzystać z pełni możliwości oferowanych przez nasz portal, jak również znacznie ułatwi Ci przeglądanie internetu w przyszłości :)

Pobierz nowszą przeglądarkę:

Magazyn

12 kwietnia 2020 r.
8:07

Koronawirus na świecie. Przepustki, godzina policyjna, pomoc i czekanie na powrót do normalności

Dzień czy dwa przed decyzją o ograniczeniach, w internecie pojawiła się plotka, że rząd zamierza zrobić „lockdown” i wyprowadzić wojsko na ulice. Wiele osób spanikowało. Ludzie wykupili z supermarketów dosłownie wszystko. Półki opustoszały. Teraz już sytuacja się uspokoiła - opowiada Katarzyna Pawlak.
Dzień czy dwa przed decyzją o ograniczeniach, w internecie pojawiła się plotka, że rząd zamierza zrobić „lockdown” i wyprowadzić wojsko na ulice. Wiele osób spanikowało. Ludzie wykupili z supermarketów dosłownie wszystko. Półki opustoszały. Teraz już sytuacja się uspokoiła - opowiada Katarzyna Pawlak. (fot. Archiwum Katarzyny Pawlak)

Pomysłów, jak sobie radzić z epidemią jest co najmniej tyle, ile państw na świecie. Albania, Wielka Brytania, Filipiny, Norwegia, Ukraina i Chiny - jak to wygląda w tych krajach?

AdBlock
Szanowny Czytelniku!
Dzięki reklamom czytasz za darmo. Prosimy o wyłączenie programu służącego do blokowania reklam (np. AdBlock).
Dziękujemy, redakcja Dziennika Wschodniego.
Kliknij tutaj, aby zaakceptować

Niecały miesiąc temu rząd Wielkiej Brytanii przyjął zupełnie inną strategię walki z pandemią, niż  reszta Europy: życie Brytyjczyków miało toczyć się jak zwykle, przez co obywatele wytworzyliby masową odporność na koronawirusa. Dość szybko wycofano się z tego planu i zamknięto wiele miejsc, takich jak puby, restauracje, punkty usługowe czy parki. Brytyjski premier Boris Johnson sam zaraził się koronawirusem. Obecnie przebywa w szpitalu na oddziale intensywnej terapii.

Spokój i determinacja

Obecnie Brytyjczycy mogą wychodzić z domu tylko do pracy czy po niezbędne zakupy. Mają także możliwość, aby raz dziennie zaktywizować się na świeżym powietrzu – wyjść na spacer, pobiegać czy przejechać się rowerem. Warkot silników ustąpił miejsca śpiewom ptaków. Nawet najbardziej zatłoczone miasta jak Londyn, dziś stanowią idealne miejsce do kontemplacji nad szelestem gałęzi drzew. Pulsują spokojem.

- Dzień czy dwa przed tą decyzją w internecie pojawiła się plotka, że rząd zamierza zrobić „lockdown” i wyprowadzić wojsko na ulice. Wiele osób spanikowało. Ludzie wykupili z supermarketów dosłownie wszystko. Półki opustoszały. Teraz już sytuacja się uspokoiła. Większość siedzi w domach i stosuje się do zaleceń. Ludzie wzajemnie sobie pomagają, są bardziej życzliwi. Panuje spokój i pozytywne zdeterminowanie. W sklepach jest o wiele więcej produktów, choć nadal ciężko o niektóre - opowiada Katarzyna Pawlak, która mieszka w małym, angielskim miasteczku, pracując jako psychoterapeutka. Obecnie bierze udział w projekcie, który świadczy darmową pomoc psychologiczną online dla pracowników służby zdrowia.

- W ciągu kilku dni zgłosiło się do nas tysiąc psychoterapeutów, aby zaoferować swoje usługi. Jest ogromne poparcie społeczne dla medyków czy pracowników sklepów. W czwartki o 20 wiele osób wychodzi na balkony i klaszcze, by wyrazić swoją wdzięczność. Gdy rząd zaapelował, że potrzeba wolontariuszy do pomocy, zgłosiło się 750 tys. osób, choć potrzebowali 250.

Służba zdrowia jest bardzo przeciążona. Brakuje potrzebnego sprzętu. Wielu lekarzy nie posiada wystarczającej odzieży ochronnej. Szpitale apelują do małych firm o rękawiczki czy maski, a medycy zmagają się z psychicznym obciążeniem. - Pojawiają się krytyczne głosy, że 10 ostatnich lat cięć budżetowych w służbie zdrowia dokonywanych przez konserwatystów, odbiło się teraz, w dobie kryzysu - dodaje Katarzyna.

Dużo brytyjskich firm straciło źródło dochodu, jednak rząd zapewnił pomoc przedsiębiorcom, opłacając 80 proc. wypłacanych pracownikom pensji. Wszystko po to, by nie doszło do masowych zwolnień.

Dzień czy dwa przed decyzją o ograniczeniach, w internecie pojawiła się plotka, że rząd zamierza zrobić „lockdown” i wyprowadzić wojsko na ulice. Wiele osób spanikowało. Ludzie wykupili z supermarketów dosłownie wszystko. Półki opustoszały. Teraz już sytuacja się uspokoiła - opowiada Katarzyna Pawlak. (fot. Archiwum Katarzyny Pawlak)

Godzina policyjna

Filipińczycy niespecjalnie zastosowali się do pierwszych ograniczeń, jakie wprowadziła władza. Próbowano m. in. zahamować ruch w miastach, zamknięto także zakłady przemysłowe, a aglomeracje miejskie odcięto od reszty kraju. Tymczasem przepływ na punktach kontrolnych był jak w piątkowe popołudnie na EDSA (6-pasmówce łączącej największe miasta Filipin ze stolicą kraju, Manilą). Zaostrzono więc kwarantannę w całych północnych Filipinach i na wyspie Palawan. Obecnie nie działają tam szkoły, urzędy, restauracje, a nawet supermarkety.

Od 8 wieczorem do 6 rano obowiązuje godzina policyjna. W pozostałym czasie poruszać można się tylko ze specjalnym pozwoleniem i tylko przez godzinę o określonej porze. Każda rodzina dostaje jedną taką przepustkę.

- Gdy w naszej wsi stwierdzono jeden przypadek zakażenia koronawirusem, lokalne władze zareagowały bardzo ostro. Praktycznie nie możemy opuszczać domów. Wielu mieszkańców zostało bez dostatecznej ilości jedzenia i pieniędzy - opowiada Tomasz Kamiński, właściciel restauracji i hotelu Mabuti, który od 4 lat mieszka na (obecnie) odciętej od świata wyspie Palawan. 

Najuboższym pomaga rada wiejska (najniższa jednostka władzy rządowej). Jej wolontariusze pukają od domu do domu i sprawdzają, komu należy się pomoc. Wybrane osoby mogą liczyć na porcje ryżu.

Wolontariuszy spotkamy też na specjalnie wyznaczonych punktach kontrolnych. Stoją tam razem z wojskowymi, którzy mają prawo do rozstrzeliwania osób nieprzestrzegających kwarantanny. Również policjanci mogą pozbawić życia nieposłusznych. 

- Przygotowanie Filipin do epidemii jest żadne. Testy robione są tylko w Manili, co trwa od 4 do 6 dni. W naszej wsi, pomimo zagrożenia, nie wykonano ani jednego testu. Turyści, którzy mieszkali w naszym hotelu, otrzymali zaświadczenia, że są zdrowi, mimo że nikt ich nie badał. Tutaj temperaturę mierzy się wkładając termometr do ucha kolejnym osobom. Nie dezynfekuje się go, nie zmienia końcówki - opowiada właściciel hotelu.

Filipiny to 110 mln ludzi, z których znaczna część żyje na granicy ubóstwa.

- Minimalna płaca to 300 peso netto dziennie (ok. 25 zł) i tyle zarabia ekspedientka, kelnerka albo niewykwalifikowany robotnik. Taki dochód musi wystarczyć na 4-6 osobową rodzinę. Teraz miliony ludzi pozostało bez pracy. Bez pomocy rządu nie przetrwają. Ludzie się tego boją. Właściciel tricikla (motoru z doczepką do przewozu ludzi) stwierdził, że nie wirus go zabije, tylko brak pracy i jedzenia.

Filipińczycy starają się nie tracić pogody ducha. Są głęboko religijni. Ich portale społecznościowe przepełnione są modlitwami, podziękowaniami i wyrazami przekonania, ze Bóg ma ich w opiece.

Nie nudzimy się. O urodę trzeba dbać zawsze - opowiada Tomasz Kamiński, właściciel restauracji i hotelu Mabuti, który od 4 lat mieszka na (obecnie) odciętej od świata wyspie Palawan. W hotelu mieszka z najbliższymi 11 osobami (fot. Archiwum Tomasza Kamińskiego)

Albańskie przepustki

Podczas gdy premier Edi Rama (którego niektórzy publicyści nazywają carem) zaleca mycie rąk, część obywateli zmaga się z problemem braku wody w kranach. Albania jest jednym z najbiedniejszych państw w Europie. W kategorię „naj” wpisują się również surowe restrykcje tamtejszego rządu.

Wyrażający chęć wyjścia z domu Albańczyk powinien uprzednio złożyć wniosek online albo ubiegać się o zgodę, która przychodzi SMS-em.

Grzywna za złamanie kwarantanny wynosi od 85 do 40 000 euro, a za jazdę samochodem bez przepustki można stracić prawo jazdy na trzy lata - taki los spotkał w ostatni weekend 49 kierowców.

Piesi, którym udało się zdobyć pozwolenie, nie mają prawa zatrzymać się na ulicy.

- W niedzielę po głównych ulicach sunęło w długim ciągu kilkanaście wozów opancerzonych. Wyglądało to jak parada wojskowa, jak demonstracja siły państwa. Tego dnia niosłam paczkę z jedzeniem dla bezdomnych w miejsce, gdzie można ich spotkać. Po drodze nadziałam się na patrol policji, ale tylko mi zasalutowali. W bocznych uliczkach widziałam kobietę z psem, mężczyznę uprawiającego jogging. W oficjalnej narracji nikomu nie wolno nic, w nieoficjalnej wszyscy szukają sobie szczelin, żeby nie zwariować - opowiada Małgorzata Rejmer, polska reporterka mieszkająca w stolicy Albanii: Tiranie.

Albańczycy bardziej niż zakażenia koronawirusem boją się skutków ekonomicznych pandemii. Zwykle, przyzwyczajeni do tego, że nie mogą liczyć na własne państwo w sytuacjach kryzysu emigrowali (legalnie bądź nie), by zarabiać za granicą i przesyłać pieniądze do domów. W tej chwili zostali pozbawieni tej możliwości. Nie wiadomo, kiedy granice się otworzą i w jakim stanie będą wtedy europejskie gospodarki. Wielu mieszkańców, zwłaszcza większych miast, żyło również z prowadzenia nieformalnych, półlegalnych hosteli i domów turystycznych. Turystyka generowała w tym kraju ponad 20 procent PKB.

- Liczba zachorowań jest każdego dnia mniej więcej taka sama, więc ludzie mają poczucie, że sytuacja jest pod kontrolą, ale nie wiedzą, jak przeżyją kolejne miesiące. Tym bardziej, że pakiet zapomóg finansowych jest niespójny i nie objął np. branży turystycznej. Jednego dnia Rama mówi jedno, drugiego dnia co innego, wprowadza różnego rodzaju modyfikacje i ludzie nie wiedzą, na czym stoją. Na razie zawieszono opłacanie czynszu na dwa miesiące, ale na drugi dzień okazało się, że w czerwcu wynajmujący będą musieli zapłacić całe zaległe kwoty - mówi dziennikarka.

Od lat albańscy lekarze masowo emigrowali do Niemiec, Skandynawii czy Włoch. Tamtejsza służba zdrowia jest teraz w zapaści. Na tysiąc mieszkańców przypada tu 1,2 lekarza (we Włoszech: 4,1), a w całym kraju jest jedynie ok. 160 respiratorów.

Z prawej: Małgorzata Rejmer, polska reporterka mieszkająca w stolicy Albanii: Tiranie. Z lewej: Wyrażający chęć wyjścia z domu Albańczyk powinien uprzednio złożyć wniosek online albo ubiegać się o zgodę, która przychodzi SMS-em. (fot. Archiwum Małgorzaty Rejmer)

Zakaz wyjazdów do hytt

W Norwegii zamknięte zostały szkoły i instytucje kultury, ale nadal można robić zakupy w galeriach handlowych. Choć ulice norweskich miast opustoszały, wciąż znajdziemy przy nich knajpki, do których można wstąpić. Norwedzy nie noszą maseczek, liczą, że przed zakażeniem uchroni ich zachowywana bezpieczna odległość.

- Na pewno nikt nie ignoruje problemu, ale ludzi nie trzeba straszyć karami i mandatami. W tej mentalności jest zakorzenione, by brać pod uwagę nie tylko siebie, a przede wszystkim innych, społeczność jako wspólnotę. Pomaga to, że mamy swobodę poruszania się. Tu nigdy nikomu nie przyszłoby do głowy, żeby zabronić obywatelom kontaktu z naturą (np. wstępu do lasu), bo każdy wie, że ten kontakt najlepiej wpływa na samopoczucie w trudnych czasach - opowiada Ilona Wiśniewska, polska reporterka i fotografka, która mieszka w 75-tysiecznym mieście Tromsø, położonym na dalekiej północy kraju.

Początkowo w zachowaniach Norwegów uwidaczniał się strach. Z upływem czasu można było jednak zaobserwować powracającą, jakże naturalną dla nich, serdeczność. - Znowu jest miło, uśmiechamy się do siebie, zwłaszcza że krzywa zachorowań w ostatnich dniach zaczęła się wypłaszczać. Zdarzają się koncerty na odśnieżonych uprzednio balkonach, tęcze w oknach ze słowami „Wszystko będzie dobrze” i bezinteresowna pomoc - opowiada Ilona.

W przeciwieństwie do innych europejskich państw, w Norwegii nie ma problemu ze służbą zdrowia. Drastycznie nie brakuje ani sprzętu, ani rąk do pracy. W sprawie zwykłych dolegliwości, Norwedzy konsultują się z lekarzami przez internet. Za pośrednictwem specjalnego programu wymieniają się mailami lub prowadzą wideokonferencję, podczas których specjaliści mogą obejrzeć swoich pacjentów. Wizyty w gabinetach traktowane są jako opcja ostateczna.

Problemem dla norweskiego rządu jest wzrastające bezrobocie: od połowy marca Norweski Urząd Pracy i Zatrudnienia otrzymał ok. pół miliona podań o pomoc od tymczasowo zwalnianych pracowników.

Zwykły obywatel ma na głowie również inną (być może, patrząc z naszej perspektywy, błahą) bolączkę. Kiedy zamknięto granice, wielu Norwegów postanowiło opuścić domy i udać się do swoich hytt (domków rekreacyjnych). Rząd szybko zabronił jednak takich wyjazdów, jeśli leżą one poza gminą zamieszkania, ponieważ często znajdują się w okolicach, gdzie nie ma zaplecza medycznego.

- Podczas II wojny światowej wielu Norwegów ukrywało się w górskich domkach, więc były one zawsze synonimem bezpieczeństwa. Dlatego tak trudno teraz przyjąć, że przebywanie w nich może właśnie narażać na niebezpieczeństwo. Kontakt z naturą jest wpisany w tożsamość Norwegów, więc tym trudniej im przyjąć, że ferie wielkanocne, najważniejszy w roku czas, trzeba spędzić w domach – dodaje dziennikarka.

Przyzwyczajeni do kryzysów

Podstawowe problemy, z jakimi zmaga się państwo ukraińskie w czasie pandemii to brak przygotowania i nieefektywność służby zdrowia, niedobór sprzętu medycznego, spór w Ministerstwie Ochrony Zdrowia, a także słabość organizacyjna państwa.

Ukraińskie władze dość późno zaczęły przeciwdziałać epidemii, a ich reakcja była nie do końca przemyślana, o czym świadczy m. in. zamknięcie metra w Kijowie, co ostatecznie doprowadziło do tłoku w autobusach.

Obecnie po ulicach należy poruszać się tylko w maseczkach ochronnych lub półmaskach, koniecznie z dowodem osobistym, w grupie nie większej niż 2 osoby. Kontakt z naturą dzięki spacerom po parkach czy lasach możliwy jest jedynie wtedy, gdy posiada się psa. Dzieciom poniżej 14 roku życia zabrania się przebywania w miejscach publicznych bez rodziców. Z komunikacji miejskiej mogą korzystać jedynie pracownicy służb państwowych. Wszystko kontrolują patrole policji i narodowej gwardii (podporządkowane Ministerstwu Spraw Wewnętrznych). Grzywna za naruszenie tych praw wynosi 2 600-5 200 zł.

Koronawirus to nie jedyna epidemia, z jaką zmaga się kraj. Jak podaje Światowa Organizacja Zdrowia, Ukraina od 2018 r. znajduje się na drugim miejscu na świecie pod względem liczby przypadków zakażeń wirusem odry.

- Ukraińcy są przyzwyczajeni do kryzysów. W pierwsze dni po ogłoszeniu kwarantanny nie rzucili się do sklepów, bo już wcześniej byli przygotowani na jakiś kryzys i wszystko mieli w domach - mówi student KUL-u Vitaliy Gushchyn, który pochodzi z Połtawy, miasta na wschodzie Ukrainy.

Największy problem to system opieki zdrowotnej, który przez ponad dwie dekady od upadku ZSRR pozostawał niezreformowany. Jego odnowa rozpoczęła się dopiero w 2017 r. Od zmiany władzy w kraju w minionym roku Ministerstwo Ochrony Zdrowia Ukrainy jest miejscem nieustających sporów kompetencyjnych, konfliktów personalnych i podejrzeń o korupcję, co wraz z wdrażaną reformą, dodatkowo pogłębia chaos w służbie zdrowia. Skutkiem konfliktu ministra zdrowia Illi Jemca z dyrektorem Zakupów Medycznych Arsenem Żumadiłowem, zablokowano uruchomienie scentralizowanych państwowych zakupów sprzętu medycznego potrzebnego do walki z COVID-19. Obecnie zakupów takiego sprzętu dokonują samorządy oraz przedstawiciele biznesu.

- W pierwsze dni wykupiono wszystkie maseczki w aptekach i do dziś mamy ich deficyt. Jeżeli już są, to w cenie 40 razy wyższej. Okazało się, że dużo maseczek wywieziono do Unii Europejskiej i Chin. Jest problem z testami na koronawirusa. Jeśli ktoś ma objawy, nie może wykonać testu. To tworzy panikę - opowiada Vitaliy.

W ciągu ostatnich tygodni wróciła część emigrantów zarobkowych, w tym z Włoch i Hiszpanii. Nie wszyscy byli poddawani badaniom po powrocie. Łamane były również zasady samoizolacji. - Dużo osób pracujących w Unii Europejskiej straciło prace. Ci, którzy pracowali w kraju również – dodaje Vitaliy. - Dlatego po koronawirusie może być duży kryzys społeczno-gospodarczy.

- Ukraińcy są przyzwyczajeni do kryzysów. W pierwsze dni po ogłoszeniu kwarantanny nie rzucili się do sklepów, bo już wcześniej byli przygotowani na jakiś kryzys i wszystko mieli w domach - mówi student KUL-u Vitaliy Gushchyn, który pochodzi z Połtawy (fot. Vitaliy Gushchyn)

Powrót do normalności

W Chinach, państwie, w którym po raz pierwszy odnotowano występowanie COVID-19, życie zaczyna wracać do normy. Sytuację zaczęto opanowywać w połowie marca, po trzech miesiącach walki z koronawirusem.

Wen Wen Liu obecnie mieszka w Polsce, a pochodzi z Shengyang (miasta położonego w północno-wschodniej części Chin). Zakażonych było tam około 200 osób, choć w mieście mieszka ponad 6 milionów.

- Od początku nie wprowadzono jakiś strasznych restrykcji. Można było wychodzić z domu, ale nikt tego nie robił. Choć zamknięte były restauracje czy szkoły, możliwe było wyjście do sklepu czy na spacer. Jednak nikt nie spacerował. Ludzie się bali. W Wuhan, gdzie epidemia wybuchła najmocniej, to władze wprowadziły zakaz, żeby nie wychodzić z domu. W niektórych miastach, jak w Shengyang, było trochę luźniej – opowiada Wen Wen Liu i dodaje:

Teraz jest już dobrze. Wszystko wraca do normy. Sklepy i restauracje są już otwarte, a dzieci za parę dni wracają do szkoły. 

Po dwóch miesiącach przebywania w domach, ludzie zaczynają wychodzić na ulice. Panuje radosna atmosfera: - Wszyscy cieszą się, że udało się pokonać koronawirusa. Nie spodziewali się, że tak szybko się to stanie, że po dwóch miesiącach już wrócą do normalnego życia - mówi Wen Wen Liu.

W ubiegły weekend, z okazji Qingmingjie - święta zmarłych - w centrach miast, parkach miejskich czy miejscach atrakcyjnych turystycznie, zobaczyć można było tłumy uśmiechniętych Chińczyków.

Wen Wen twierdzi, że chińska służba zdrowia działa lepiej niż europejska. Lekarze nie mieli problemów z dostępnością potrzebnego sprzętu. Obywatelom znajdującym się w miejscach publicznych mierzono temperaturę, a jeśli podejrzewano zakażenie, testy wykonywano bardzo szybko: - Obecnie w Polsce trudno jest kupić maseczki. Nigdzie ich nie ma. Jestem w szoku, gdy oglądam programy informacyjne i widzę, że lekarze nie mają na sobie kombinezonów ochronnych, słyszę, że brakuje im np. masek czy rękawiczek. W Chinach nie było z tym problemu. Jedynie początkowo zwykłym obywatelom ciężko było kupić maseczki, ale to trwało tylko chwilę. 

Dzięki specjalnej aplikacji Chińczycy mogą obserwować gdzie przebywają zakażeni koronawirusem rodacy. Ta wiedza pomaga unikać miejsc, w których potencjalnie mogliby się zarazić.

- Można zobaczyć, że osoba zarażona COVID-19 była w jakimś sklepie np. godzinę temu i wybrać inne miejsce na zakupy - podkreśla Wen Wen. - To bardzo przydatne.

e-Wydanie

Pozostałe informacje

Domicjan Grabowski to puławianin, artysta, twórca grafik nawiązujących symboli miejskich, autor map oraz krytyk estetyki przestrzeni publicznej

"Żeby Puławy były bardziej puławskie"

Twórca najbardziej znanej, autorskiej mapy powiatu puławskiego nie spoczywa na laurach. O jego nowych projektach, miejskiej przestrzeni, architekturze, puławskich muralach, grafice oraz powodach wyrzucenia go z jednej z grup na facebooku rozmawiamy z młodym artystą, Domicjanem Grabowskim.

Przed nami chłodna noc. IMGW ostrzega przed mrozem

Przed nami chłodna noc. IMGW ostrzega przed mrozem

Nawet do minus 15 stopni może miejscami spaść temperatura powietrza na Lubelszczyźnie w ciągu najbliższej doby. Ostrzeżenia przed mrozem dla ośmiu powiatów wydał Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej.

Zapowiadają konkurs na dyrektora Muzeum Nadwiślańskiego

Zapowiadają konkurs na dyrektora Muzeum Nadwiślańskiego

Zarząd województwa lubelskiego jeszcze w lutym ma zamiar ogłosić konkurs na dyrektora kazimierskiego muzeum. Od lata zeszłego roku pełniącą obowiązki dyrektora tej placówki pozostaje była starosta puławska, Danuta Smaga.

Fiesta Latina
foto
galeria

Fiesta Latina

Gorące latynoskie rytmy i atmosfera przyciągają Was co tydzień do El Cubano. Sobotni wieczór jest do tego najlepszą okazją. Zobaczcie, co się działo w ostatni weekend w El Cubano.

Młodzi lekarze uczą się leczyć urazy głowy. Na prawdziwych preparatach
zdrowie

Młodzi lekarze uczą się leczyć urazy głowy. Na prawdziwych preparatach

Będą lepiej diagnozować, szybciej interweniować i skuteczniej leczyć urazy czaszkowo-mózgowe. Na Uniwersytecie Medycznym trwa szkolenie „Neuro - Trauma Days”.

Wypadek na obwodnicy Lubartowa. Poszkodowana zabrana do szpitala

Wypadek na obwodnicy Lubartowa. Poszkodowana zabrana do szpitala

Dzisiaj przed godz. 11 na obwodnicy Lubartowa, drodze krajowej nr 19, zderzyły się dwa samochody. Na miejsce wezwano śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Utrudnienia w ruchu potrwają kilka godzin.

Do dobrej zabawy nie jest potrzebny alkohol. Tak się bawią na Balu Młodych
ZDJĘCIA
galeria

Do dobrej zabawy nie jest potrzebny alkohol. Tak się bawią na Balu Młodych

To nie jest typowy bal karnawałowy, ale cieszy się dużym zainteresowaniem. Już po raz 29. katolicy bawili się na Balu Młodych.

Narkotyki w Radzyniu i okolicach. Zatrzymano cztery młode osoby
galeria

Narkotyki w Radzyniu i okolicach. Zatrzymano cztery młode osoby

Amfetamina, mefedron, marihuana i niemal 1400 tabletek MDMA - łącznie ponad 1,5 kilograma narkotyków policjanci znaleźli u mieszkańców powiatu radzyńskiego. Zatrzymane osoby mają od 18 do 25 lat. Najbliższe miesiące spędzą za kratkami.

Skoki narciarskie. Stoch wrócił na Sapporo, najlepszy był Kobayashi

Skoki narciarskie. Stoch wrócił na Sapporo, najlepszy był Kobayashi

W miniony weekend Puchar Świata gościł w japońskim Sapporo, a na skoczni królował reprezentant gospodarzy – Ryoyu Kobayashi

Studniówka Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych im. C.K. Norwida w Lublinie
zdjęcia
galeria

Studniówka Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych im. C.K. Norwida w Lublinie

W sobotę, 15 lutego, na studniówce bawiły się ostatnie klasy Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych im. C.K. Norwida przy ul. Muzycznej w Lublinie. W odróżnieniu od większości szkół średnich, które swoje bale najczęściej organizują w hotelach i salach weselnych, "Plastyk" postawił na tradycję.

Urodzinowy weekend
foto
galeria

Urodzinowy weekend

Naprawdę trudno w to uwierzyć, ale Helium Club jest z nami już 10 lat. Jeden z najpopularniejszych klubów w Lublinie obchodził swoje urodziny. Impreza odbyła się w myśl zasady albo grubo albo wcale. Faktycznie tak było, co można zobaczyć w naszej fotogalerii. Zobaczcie, jak się bawił Lublin.

Przemysłowy Lublin w dobie PRL. Zobacz jak wyglądały lubelskie fabryki
historia, zdjęcia
galeria

Przemysłowy Lublin w dobie PRL. Zobacz jak wyglądały lubelskie fabryki

W czasach Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej Lublin był jednym z liczących się ośrodków przemysłowych w ówczesnej Polsce. W mieście powstały nowe zakłady przemysłowe i fabryki: Fabryka Samochodów Ciężarowych, Zakłady Metalurgiczne „Ursus”, Lubelskie Fabryki Wag czy Lubelska Fabryka Maszyn Rolniczych.

Piłkarze Motoru w dwóch wiosennych kolejkach zapisali na swoim koncie tylko punkt. Ostatnio przegrali w Kielcach 0:1

Motor kontra Jagiellonia. Beniaminek sprawdzi formę mistrza

Po meczach z rywalami znajdującymi się w strefie spadkowej czas na zupełnie inne spotkanie. W niedzielę o godz. 17.30 Motor Lublin zmierzy się na wyjeździe z mistrzem Polski – Jagiellonią Białystok. Transmisja tradycyjnie na Canal+ Sport 3.

Poloneza zatańczyli w szkole - bal ZSO nr 1 im. KEN w Puławach
zdjęcia, wideo
galeria
film

Poloneza zatańczyli w szkole - bal ZSO nr 1 im. KEN w Puławach

Tuż przed feriami, w sobotę, 15 lutego, w sali gimnastycznej Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 1 im. Komisji Edukacji Narodowej bawili się uczniowie ostatnich klas II LO. Były piosenki, kwiaty, polonez, walc oraz parodiowanie wychowawców.

Poloneza czas zacząć. Studniówka XXX LO im. ks. Jana Twardowskiego w Lublinie
ZDJĘCIA / WIDEO
galeria
film

Poloneza czas zacząć. Studniówka XXX LO im. ks. Jana Twardowskiego w Lublinie

Uczniowie z XXX Liceum Ogólnokształcącego im. ks. Jana Twardowskiego w Lublinie bawili się do białego rana na swojej studniówce.

ALARM24

Masz dla nas temat? Daj nam znać pod numerem:
Alarm24 telefon 691 770 010

Wyślij wiadomość, zdjęcie lub zadzwoń.

kliknij i poinformuj nas!

Najczęściej czytane

Dzisiaj · Tydzień · Wideo · Premium