Zapełnione wszystkie możliwe parkingi w mieście, sznury piechurów zdążających z różnych stron w kierunku ulicy Harcerskiej i deszcz – tak wyglądał Nałęczów w sobotę przed godz. 19. Jednak, kiedy wszyscy zeszli się na tereny zielone i przyszedł czas na koncert, pogoda jak na zamówienie nieco się poprawiła.
Nie było ekstrawagancji, pikanterii i egzotyki. Po prostu tradycyjna rockowa (i trochę popowa) kuchnia Budki Suflera. Ale nie widać i nie słychać było, żeby ktoś specjalnie narzekał na brak niecodziennych wrażeń.
W sumie jubileuszowy koncert Cugowskiego, Lipki i S-ki był czymś w rodzaju kolacji na trawie w klimacie bliższym "Śniadaniu na trawie” Moneta niż Maneta.