Kilkudziesięciu byłych pracowników będącego w stanie upadłości PKS Puławy ciągle czeka na spłatę zaległych wynagrodzeń. Majątkiem obecnie zarządza syndyk, który przyznaje, że na razie pieniędzy na uregulowanie niewypłaconych pensji nie ma.
Problem dotyczy przede wszystkim kierowców oraz pracowników obsługi, którzy w ostatnich latach, z powodu problemów finansowych PKS nie otrzymywali pełnych wynagrodzeń. Część z nich otrzymała pieniądze z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych, ale nie wszyscy. Wielu na swoje pensje nadal czeka, mimo tego, że ich firma właściwie przestała już istnieć. Zamiast zarządów, teraz za majątek spółki, a właściwie masy upadłościowej, odpowiada syndyk Leszek Jarosz.
– Powiem wprost, że nie mamy pieniędzy na wypłatę tych świadczeń. Będzie to możliwe dopiero po sprzedaży majątku w Puławach i w Rykach. Tej procedury nie możemy jednak przyspieszyć, czekamy na opis, wycenę, potem będziemy musieli znaleźć nabywcę. To nie jest szybki proces – mówi syndyk, który przypomina, że nieruchomości są obciążone hipoteką, co oznacza, że tylko część środków z ich ewentualnej sprzedaży, będzie mogła być przekazana na spłatę zobowiązań pracowniczych.
Na szczęście, są przedsiębiorcy zainteresowani poszczególnymi częściami majątku PKS-u, którzy są w stanie zapłacić za ich nabycie. – Mam sygnały świadczące o wstępnym zainteresowaniu ze strony kilku podmiotów – przyznaje Jarosz.
Jeśli ta procedura zakończy się sprzedażą, a na koncie syndyka pojawią się pieniądze, wtedy po wyczyszczeniu hipotek, spłacie wierzycieli, którzy mają pierwszeństwo, to, co zostanie, będzie mogło być wykorzystane dla pracowników. Będą musieli jednak uzbroić się w cierpliwość, bo cały proces może potrwać jeszcze wiele miesięcy. To, czego powinni teraz pilnować, to „listy wierzytelności”, oficjalnego dokumentu, w którym wypisane zostaną wszystkie zaległości PKS-u. Ta ma zostać przygotowana na przełomie kwietnia i maja tego roku.