Jak pani Dorcia kochana umarła, to poszliśmy na pogrzeb. Jakżeby inaczej. Jak umarł jeden z naszych, to państwo S. nie potrafili tego uszanować. Tylko opluli nas przed całymi Puławami. A może i Polską. Jakże to tak? - mówią z żalem Romowie.
Wszystko im przeszkadzało
- Mam 82 lata. I mówię z ręką na sercu: żyjemy tu z Polakami jak we wspólnym domu. Boże kochany, żeby tak nas opluć... - mówi Anna Kamińska. Najstarsza z rodu. Z największym autorytetem.
Najpierw państwo S. opluli Romów w gazecie, potem wezwali lokalną telewizję.
Umarł jeden z Cyganów. Przez cztery dni trzymali jego zwłoki w mieszkaniu, żeby z całej Polski zdążyli dojechać spokrewnieni Romowie i pożegnać zmarłego. Smród rozkładającego się ciała był nie do zniesienia. Nie pomagało otwieranie okien. Wszystko podchodziło do gardła. A oni robili stypę - śpiewali, bili się, zawodzili i przepraszali. Wszystko na korytarzach - można przeczytać na internetowych stronach lokalnego tygodnika.
Jak tak mogli. Jak pani Dorcia umarła, to poszliśmy na pogrzeb, żeby ją pożegnać. Jak umarł jeden z naszych, to z obrządku Romów zrobili skandal. Jakże to tak? - mówi Kamińska.
Błaganie o ratunek
Błaganie o ratunek. Druga strona medalu
- Państwo S. mieszkali sobie spokojnie w jednej z miejscowości nad Wieprzem. Sprzedali posiadłość i kupili na kredyt mieszkanie w Puławach. Gdy pan S. przestał spłacać kredyt, bank skierował do komornika wniosek o eksmisję z zajmowanego mieszkania - mówi Rękas.
Pan S. - w porozumieniu z bankiem - sprzedał zadłużone mieszkanie, spłacił dług i złożył podanie o mieszkanie komunalne. W końcu dostał mieszkanie socjalne w budynku przy ul. Romów. Czyli w "Cyganówce”.
- I zaczęły się afery. Zamiast okazać wdzięczność za dach nad głową i dogadać się z Romami jak sąsiad z sąsiadem, postanowił wykorzystać prasę do zmiany mieszkania. Szybko zraził sobie Romów - dodaje Rękas.
To boli
A w mieszkaniach? Normalnie. Pranie w łazience. Obiad na kuchni. Posprzątane.
- Przez 25 lat nie było konfliktu między Romami a Polakami. Przyszli S. i nagle poszło w prasie, że nie wiadomo co się tu dzieje - mówi wzburzona Jolanta Mroczek.
- Żyjemy tu normalnie. Żadnej sensacji - dodają jedni przez drugich.
I tak po kolei.
- To mój dziadek zmarł. Zgodnie z naszym obyczajem zjechała się rodzina, żeby go pożegnać. A S. oskarżyli nas o takie starsze rzeczy. To boli - mówi Dawid Dytłow.
Jak się mieszka z Romami?
- Proszę bez nazwiska - mówi lokatorka jednego z mieszkań. Naprzeciw mieszkania państwa S. W środku schludnie i czyściutko. Chce zrobić herbaty.
Że Romowie są głośni - to prawda. Że śpiewają i tańczą - też. Ale taka ich natura.
- Państwo S. wyprowadzili się kilkanaście dni temu. Z nikim nie rozmawiali. Czy były jakieś awantury? Moim zdaniem, nie. Ale najlepiej spytajcie policję. Jak były, to oni muszą wiedzieć - dodaje nasza rozmówczyni. - Żeby oni tyle przeszli co ja, to może by ich życie nauczyło cieszyć się z tego, co się ma - dodaje z zadumą.
Co się stało z państwem S.?
O tym, gdzie są, nie wie nawet puławska policja.
Nie ma jak do nich zadzwonić.
Miejscowy dzielnicowy nie potwierdza sensacji państwa S.
- Widać już nie muszą błagać o ratunek. Tylko dlaczego zrobili z nas potworów, którymi polskie matki będą teraz straszyć dzieci? - pyta jeden z Romów.
No właśnie. Dlaczego?