Policyjni antyterroryści zatrzymali Japończyka, który laserem oślepiał pilotów śmigłowca. Mężczyzna wpadł w zasadzkę, był agresywny i uzbrojony. Z nieoficjalnych informacji wynika, że przed laty służył w jednostkach specjalnych
- Takie zachowanie mogło spowodować oślepienie załogi i doprowadzić do katastrofy lotniczej - mówi Janusz Wójtowicz, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie.
W podejrzane miejsce natychmiast wysłano policyjny patrol. Okazało się, że sprawcą jest najprawdopodobniej 39-letni Ja-pończyk, na stałe przebywający w Polsce. Shin M. mieszka tu z żoną - Polką, oraz dwójką małych dzieci. Z nieoficjalnych in-formacji wynika, że w swoim kraju służył w wojskowych jednostkach specjalnych. Później wraz z rodziną przeniósł się do Polski.
Skryty i nieufny
Nie utrzymywał kontaktów z sąsiadami. Był skryty, nieufny i obawiał się bliżej nieokreślonego zagrożenia. Mógł szykować się na odparcie "wroga”. Jak wiadomo nieoficjalnie, jego posesja była monitorowana, a wejście do domu dobrze zabezpieczone. Mężczyzna miał również sporo broni białej, noże, sierpy, a nawet specjalnie naostrzone gwiazdki, którymi można rzucać w przeciwnika. Mundurowi nie zdradzają szczegółów. Przyznają jednak, że natychmiastowe zatrzymanie Shina M. byłoby wyjątkowo ryzykowne.
- Istniało podejrzenie, że może być niebezpieczny i mieć broń - przyznaje Wójtowicz. - W mieszkaniu oprócz podejrzanego była jego rodzina. Mając na względzie jej bezpieczeństwo opracowano specjalny plan działań.
Dogodny moment
Mężczyzna był obserwowany. Kryminalni i antyterroryści czekali na dogodny moment do zatrzymania. Ten nadarzył się we wtorek po południu, kiedy 39-latek wraz z rodziną wyjechał z domu.
- Do zatrzymania doszło na drodze - wyjaśnia Wójtowicz. - Interwencja była tak szybka, że mężczyzna nie zdołał użyć paralizatora i noża. Stawiał opór i krzyczał, że nasze czynności są nielegalne. Grożąc jednocześnie konsekwencjami.
W akcji nikt nie został ranny. Shin M. został przewieziony do aresztu. W środę trafił do Prokuratury Rejonowej w Rykach. Usłyszał zarzuty, dotyczące sprowadzenia niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu powietrznym.
- W domu mężczyzny znaleziono urządzenie emitujące wiązki lasera. Shin M. przyznał się do jego używania - mówi Beata Syk-Jankowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie. - W jego ocenie nie mogło to stanowić żadnego zagrożenia.
Mężczyzna ma być tymczasowo aresztowany na trzy miesiące. Grozi mu do ośmiu lat więzienia.