O włos od tragedii w Skowieszynie koło Puław. Do studni wpadł 56-letni mieszkaniec tej miejscowości. Życie uratował mu jeden z sąsiadów, który wskoczył za nim i do przyjazdu strażaków przytrzymywał go nad powierzchnią wody
Poniedziałek, ok. godz. 17.15. Na podwórku jednego z gospodarzy ze Skowieszyna (gmina Końskowola) spotkało kilku znajomych. Jeden z nich, 56-letni pan Jan usiadł na brzegu przykrytej kawałkiem blachy studni. Zabezpieczenie okazało się niewystarczające, mężczyzna stracił równowagę i wpadł do środka.
Stara studnia miała około 10 metrów głębokości, a poziom wody przekraczał 2,5 metra. Pan Jan zaczął się topić. Na ratunek rzucił się jeden z sąsiadów. Trzymając się biegnącej w dół rury, zaczął schodzić w dół. Po chwili jednak zrezygnował z asekuracji i wskoczył do wody.
– Obaj spadliśmy na samo dno i łyknęliśmy trochę wody – opowiada pan Stanisław. – Tam na dole znalazłem przerwę pomiędzy betonowymi kręgami. Zapierając się o nią udało mi się przytrzymać. Sąsiada wyciągnąłem wyżej, żeby mógł oddychać. Straż przyjechała po 30 minutach. Sądzę, że gdyby nie ja, utopiłby się, ale ja żadnym bohaterem się nie czuję. Każdy na moim miejscu zrobiłby to samo – podkreśla.
Straż zawiadomił syn właściciela posesji, na której znajdowała się studnia. Na miejsce przyjechały dwie jednostki PSP z Puław i ochotnicy z pobliskiej Końskowoli, a także dwie karetki pogotowia i policja. Akcja ratunkowa przebiegła sprawnie. Jeden z ratowników razem z koszem został spuszczony na dno, po czym poszkodowani zostali wyciągnięci na zewnątrz. Natychmiast zaopiekowali się nimi lekarze pogotowia, którzy przewieźli ich do puławskiego szpitala.
– Tam zostaliśmy przebadani. Sprawdzili, czy nie mamy żadnych złamań. Okazało się, że wszystko jest w porządku i mogliśmy wrócić do domów – opowiada mieszkaniec Skowieszyna.
Z panem Janem niestety nie udało nam się porozmawiać. Jego rodzina nadal bardzo przeżywa całe zdarzenie. 56-latek jest trochę poobijany, ale powoli dochodzi do siebie.