Od ponad roku policja, sanepid i dwie prokuratury wiedziały, że w sklepie przy ul. Piłsudskiego sprzedawano dopalacze. Ale dopiero ostatnia seria zatruć doprowadziła do postawienia pierwszych zarzutów w tej sprawie.
Na razie jedyną osobą, która usłyszała zarzuty w sprawie sprzedaży dopalaczy jest 25-letnia ekspedientka, która do niczego się nie przyznaje. Policja zarzuca jej doprowadzenie do bezpośredniego narażenia życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
– Grozi jej do 3 lat pozbawienia wolności – mówi szef puławskiej prokuratury, Grzegorz Kwit i dodaje, że wobec tej kobiety nie zastosowano żadnego środka zapobiegawczego, np. w postaci tymczasowego aresztowania.
Firma sprzedająca dopalacze w Puławach działała prawie nieprzerwanie od 2013 roku. Oferowała produkty nazywane „cząstką boga”, które – jak dowiodły badania laboratoryjne – zawierały substancje psychoaktywne i odurzające. Sanepid regularnie kontrolowal sklep, ale nie udawało się doprowadzić do trwałego zamknięcia lokalu.
– My te kontrole przeprowadzaliśmy tam przez ostatni rok prawie co miesiąc – mówi Jolanta Gil, kierownik nadzoru w puławskim sanepidzie.
Po wizycie inspektorów sanepidu właściciele zamykali sklep, ale szybo wznawiali działalność – pod innym szyldem, z inną nazwą spółki, innym nazwiskiem właściciela. Konieczne były kolejne kontrole i badania, a historia się powtarzała.
– O tym, że taki proceder ma miejsce w naszym mieście, już w styczniu ubiegłego roku poinformowaliśmy Prokuraturę Rejonową w Puławach. O podejrzeniu popełnienia przestępstwa informowaliśmy również prokuraturę w Łodzi (spółka była zarejestrowana w Pabianicach – red.) – dodaje Jolanta Gil.
Efektu nie było. W ujęciu sprawców przeszkadzało dziurawe prawo, które właściwie nie zabraniało sprzedaży dopalaczy, jeśli te zawierały substancje, których ustawodawca nie zdążył zabronić. Przełom nastąpił po tym, jak w ostatnią sobotę kilka młodych osób wylądowało na toksykologii. Mieli przy sobie dopalacze, które miały pochodzić z punktu przy ul. Piłsudskiego. Skład chemiczny podejrzanych specyfików jest badany przez ekspertów z policyjnego laboratorium w Lublinie.
Jeśli okaże się, że produkty zawierają niedozwolone chemikalia, właściciele spółki, która wprowadziła je do obrotu, będą odpowiadać jak za narkotyki. Na razie nie udało się jednak ich namierzyć. W czasie policyjnego „nalotu” na sklep, lokal był czysty, a specyfiki wyparowały. Radosław Szczęch
Ofiara dopalaczy
Stan młodego mężczyzny, który w ubiegłą niedzielę trafił do szpitala jest nadal ciężki. – Pacjent oddycha już samodzielnie bez pomocy respiratora. Nie nawiązuje jednak kontaktu, nie pionizuje się. Przez to nie możemy też ustalić, co dokładnie zażył –informuje Jarosław Szponar, ordynator oddziału toksykologiczno-kardiologicznego szpitala przy al. Kraśnickiej w Lublinie. – Trudno przewidzieć, kiedy nastąpi poprawa. To może być kwestia jednego dnia, a może tygodnia. Na razie nie możemy też stwierdzić, czy wystąpiły jakieś uszkodzenia narządów wewnętrznych.
Mężczyzna był wśród siedmiu osób, które z objawami zatrucia dopalaczami trafiły do puławskiego szpitala. Jego stan był najcięższy.