Siedem osób po zatruciu dopalaczami trafiło w weekend do szpitala w Puławach. Trzy z nich w ciężkim stanie zostały przewiezione na oddziały toksykologiczne do Lublina
Czytaj Dziennik Wschodni bez ograniczeń. Sprawdź naszą ofertę
– Ta siódemka to młode osoby, w większości dwudziestokilkuletnie. Trzy z nich po udzieleniu pomocy wróciły do domu, jedna samowolnie opuściła szpitalny oddział ratunkowy, o czym powiadomiliśmy policję. Trzy pozostałe, który były w gorszym stanie, przetransportowano do szpitali w Lublinie – informuje Ewa Warchoł-Sławińska, zastępca dyrektora ds. lecznictwa SPZOZ w Puławach.
Po dopalaczach pod respirator
Pacjent w najcięższym stanie trafił w niedzielę do szpitala przy al. Kraśnickiej. – Musiał być intubowany, oddech wymagał wspomagania respiratorem – informuje Jarosław Szponar, kierownik oddziału toksykologiczno-kardiologicznego w tym szpitalu. – Obecnie jest już w lepszym stanie, budzi się. Nie wiemy jednak, czy ma jakieś uszkodzenia wielonarządowe, bo zazwyczaj występują one później.
Lekarz dodaje, że zatrucie dopalaczami może mieć różne objawy. Część pacjentów zapada w śpiączkę i przestaje oddychać, inni są skrajnie pobudzeni i agresywni.
Jak zaznacza Marcin Koper, rzecznik puławskiej policji, dawno nie było tylu przypadków zatruć dopalaczami. – Wcześniej zdarzały się raz lub dwa razy w miesiącu, bez potrzeby hospitalizacji. A teraz mieliśmy kilka przypadków w ciągu jednego weekendu – mówi policjant. – Nie mamy informacji, jakie dopalacze zażyły te osoby, czy wśród nich był nowy środek o nazwie „Mocarz” (którym na Śląsku od ubiegłego czwartku zatruło się ponad 200 osób – dop. red).
Niektórzy poszkodowani z Puław twierdzili, że kupili dopalacze w punkcie przy al. Partyzantów. Wczoraj rano policja przeszukała sklep. W środku nie znaleziono jednak żadnych podejrzanych produktów. Mimo tego funkcjonariusze zdecydowali się zatrzymać ekspedientkę. Sklep został zamknięty.
Handel zagrożony więzieniem
Jak informuje Grzegorz Kwit, szef puławskiej prokuratury, śledczy pracują nad ustaleniem nazwisk i adresów właścicieli podejrzanego punktu sprzedaży. Ci ludzie nie pochodzą z Puław i dotarcie od nich nie będzie łatwe. Jeśli prokuratorzy zdołają udowodnić, że w ich sklepie sprzedano towar zawierający nielegalną substancję, grozi im więzienie. Za „sprowadzenie zagrożenia życia lub zdrowia wielu osób” za kratkami mogą spędzić nawet 8 lat.
– Sklep ma być nieczynny przez tydzień. Po upływie tego czasu na pewno przeprowadzimy tam kontrolę – zapewnia Jolanta Gil z puławskiego sanepidu. – Próbujemy walczyć z tym punktem. Wcześniej podczas kontroli zajmowaliśmy towar, który był tam dostępny. Zamykaliśmy też lokal, ale po jakimś czasie właściciel znowu go otwierał zmieniając nazwę firmy.
Ze sklepem, w którym można kupić dopalacze walczy też zamojski sanepid. Wczoraj inspektorzy chcieli przeprowadzić tam kontrolę. Lokal był jednak zamknięty. – Prowadzimy akcję wspólnie z policją. Po otwarciu sklepu przeprowadzimy tam kontrolę – mówi szef zamojskiego sanepidu Stanisław Jaślikowski i nie ukrywa, że celem jest „trwałe zamknięcie tego lokalu”.
– W czerwcu i lipcu mieliśmy osiem przypadków zatruć dopalaczami. Cztery osoby zatruły się w ubiegły piątek i trafiły do szpitala. Wszystkie wróciły już do domu – dodaje Jaślikowski.
Odpowiedzialna karna grozi nie tylko za „sprowadzenie zagrożenia życia lub zdrowia wielu osób”. – W przypadku ujawnienia specyfików, których skład jest na liście substancji zakazanych w ustawie, osoba sprzedająca może usłyszeć zarzuty wprowadzenia środków odurzających do obrotu. W przypadku znacznych ilości grozi za to kara do 12 lat pozbawienia wolności – informuje Andrzej Fijołek z Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie.
Dopalacze to narkotyki
Wiceminister zdrowia Igor Radziewicz-Winnicki przypomniał podczas wczorajszej, poświęconej dopalaczom narady w Komendzie Głównej Policji, że od 1 lipca obowiązuje znowelizowana ustawa o przeciwdziałaniu narkomanii. Oznacza to, że wszystkie znane dopalacze stały się narkotykami i ich wprowadzanie do obrotu jest nielegalne.