61 443 kilometry. To półtora okrążenia kuli ziemskiej. Tyle przejechał Wiesław Lopko na swoim rowerze, zanim dotarł do Puław.
- Ależ skąd! Może tylko tyle że nie mając pieniędzy, można podróżować po Polsce i poznawać wiele ciekawych miejsc.
• Gdzie pan był do tej pory?
- Chyba raczej trudno będzie powiedzieć, gdzie nie byłem. Jeżdżę wszędzie, gdzie mnie tylko poniesie. Przedwczoraj byłem w Bydgoszczy, wczoraj w Warszawie, dziś jestem w Puławach i zaraz jadę do Kazimierza. Na pamiątkę wszędzie zbieram pieczątki i podpisy władz odwiedzanych miejscowości.
• Ale żeby podróżować na rowerze, trzeba mieć świetną kondycję, no i jakiś fachowy rower. A pan i pański środek lokomocji wyglądacie raczej zwyczajnie.
- Rower już kilkakrotnie miał wymienianą ramę, a złapanych gum to nawet nie liczę. Ale dalej się jakoś sprawuje. A kondycja? Nie ukrywam, że przez lata zdobyłem trochę krzepy. Zaczynałem pięć lat temu od wycieczek na krótkich trasach w okolicach mojej rodzinnej miejscowości, czyli Szczecinka. Potem było coraz dalej i dalej. W końcu doszło do tego, że udało mi się pokonać jednej doby 320 kilometrów.
• To już prawdziwy maraton.
- Ze Szczecinka wyruszyłem o godz. 2 w nocy. Na miejscu, czyli w Gnieźnie, byłem przed południem. Potem 5 godzin zwiedzania i powrót do domu, gdzie byłem o tej samej porze, co wyjechałem.
• A gdzie pan nocuje podczas swoich podróży?
- Czasami u znajomych czy rodziny. Zawsze coś się znajdzie. Uważam, że w takim podróżowaniu nie ma żadnych minusów. Poleciłbym je każdemu, kto narzeka, że nie ma pieniędzy na wakacje.