Zalew w Janowicach należy do gminy Janowiec. Wójt chce tam inwestować: zbudować nową plażę i oczyścić akwen.
Zalew w Janowicach to jedyny otwarty zbiornik wodny w całym pow. puławskim, w którym można się kąpać. Kąpiele w Wiśle są surowo zabronione, dlatego nic dziwnego, że do niedawna każdego lata w Janowicach koło Janowca można było spotkać wielu plażowiczów. Teraz zalew jest coraz bardziej zaniedbany. Zamiast kąpiących się coraz częściej można tu spotkać jedynie wędkarzy.
Do końca ubiegłego roku dzierżawcą zalewu był Zbigniew Ziemianek. Władze gminy postanowiły jednak zakończyć współpracę i wypowiedziały umowę z końcem roku. Jednak aby wypowiedzenie było skuteczne, dzierżawca powinien podpisać protokół przekazania obiektu. - Żona dzierżawcy nie chciała go podpisać i powiedziała, że zrobi to mąż. A pan Ziemianek przyjechał po jakimś czasie do urzędu i stwierdził, że dokumentu nie podpisze - twierdzi Tadeusz Kocoń, wójt Janowca.
A bez dopełnienia tej formalności wójt nie może rozpocząć inwestycji. - Żeby zalew nie zarastał glonami trzeba przepływającą przez niego rzeczkę puścić bocznym kanałem. Chcemy też obniżyć lustro wody i zrobić nową piaszczystą plażę od południowej strony akwenu. Zbudować drogi dojazdowe i parkingi - zapowiada wójt.
Na razie jednak władze gminy muszą się uporać z przedsiębiorcą, który nie chce oddać zalewu. - Nie wiem jaka będzie ostateczna decyzja męża, bo w tej chwili wyjechał. Ale nie zgadzamy się z wypowiedzeniem umowy. W organizację infrastruktury w tym miejscu wydaliśmy ok. 90 tys. złotych. W tej sprawie wszystko dzieje się poza naszymi plecami - skarży się Ewa Ziemianek, żona dzierżawcy.
Między dotychczasowym dzierżawcą a gminą nigdy nie układało się dobrze. Ponad rok temu pisaliśmy o tym, że po kontroli nad zalewem, jaką przeprowadzili inspektorzy nadzoru budowlanego, przedsiębiorca dostał nakaz rozbiórki drewnianego domku, który tam postawił. Okazało się, że na istnienie żadnych budowli nie pozwala gminny plan zagospodarowania przestrzennego. Tymczasem Zbigniew Ziemianek twierdził, że problemów by nie było, gdyby dostał rzetelną informację z Urzędu Gminy. Według niego, w błąd w tej sprawie wprowadził go właśnie jeden z urzędników.
Wójt zapowiada, że sprawy zalewu nie odpuści. I wysłał jeszcze jedno pismo, w którym wzywa dzierżawcę do oddania akwenu. - A jeśli to nie przyniesie efektu, to skieruję sprawę do sądu - zapowiada Tadeusz Kocoń.