Jest akt oskarżenia dotyczący wypadku, w którym zginął Witold Drążkiewicz, prezes Ochotniczej Straży Pożarnej w Kurowie. Mundurowy zabezpieczał miejsce innego zdarzenia, do którego doszło na trasie S17. W pracowników służby drogowej wjechał wówczas kierowca audi.
Do zdarzenia doszło w maju ubiegłego roku, na odcinku łączonym drogi S-12 i S-17 w podlubelskim Bogucinie. Kierowca opla chciał uniknąć zderzenia z mercedesem, który włączał się do ruchu. Uderzył w barierki ochronne. Kierowca opla trafił do szpitala. Ruch w kierunku Warszawy odbywał się jednym pasem. Na miejscu była policja, strażacy i pracownicy służby drogowej, którzy uprzątali jezdnię.
Wtedy doszło do drugiego wypadku. 49-letni Jacek S., żołnierz z Lublina jechał swoim audi w kierunku Warszawy. Widział znaki służby drogowej, ostrzegające o wypadku. Pomimo tego nie zwolnił i nadal poruszał się z prędkością ponad 100 km/h, ustalili później biegli.
Mężczyzna zbliżył się do stojącego na prawym pasie fiata ducato, służby drogowej. Chcąc uniknąć zderzenia odbił na lewy pas. Niestety, wjechał za wolno poruszającą się ciężarówkę. Ponownie chciał uniknąć kolizji i tym razem odbił w prawo. Jacek S. stracił jednak kontrolę nad samochodem. Otarł się o stojącą na prawym pasie terenówkę i potrącił dwóch pieszych. Ranni mężczyźni mieli m.in. połamane nogi. Jednym z nich był 55-letni strażak, prezes OSP Kurów. Zdiagnozowano u niego szereg obrażeń wewnętrznych. Mężczyzna zmarł w szpitalu.
- Odszedł na wieczną służbę wspaniały człowiek, kolega, ojciec, dziadek, nasz prezes, druh. Strażak o wielkim sercu i zaangażowaniu w to co robił, który zawsze pomagał innym z uśmiechem na twarzy – poinformowali wówczas na strażacy na oficjalnym profilu OSP Kurów na Facebooku.
Kierowca audi był trzeźwy. Mężczyzna usłyszał prokuratorskie zarzuty, dotyczące spowodowania wypadku. Śledczy ustalili, że nie dostosował prędkości do sytuacji na drodze. Według biegłych, nawet nie hamował. Tymczasem gdyby to zrobił, zatrzymałby się przed samochodem drogowców. Jacek S. zaprzeczał zarzutom. Przyznał, że widział ostrzeżenie o wypadku. Wyjaśnił jednak, że znak nie informował o odległości od miejsca zdarzenia. Akt oskarżenia przeciwko Jackowi S. wpłynął właśnie do sądu.