Jestem załamana - mówiła wczoraj po wyjściu z sądu Danuta Kelner. Sąd Okręgowy w Lublinie uchylił wyrok skazujący lekarza z Puław
O skandalu w puławskim szpitalu po raz pierwszy pisaliśmy ponad dwa lata temu, kilka dni po śmierci Łukasza. 8 sierpnia 2005 roku 22-letni mieszkaniec Starachowic przyjechał do Puław z grupą akwizytorów. Obok stacji benzynowej przy ul. Kazimierskiej nagle upadł na betonową posadzkę. Karetka pogotowia zawiozła go do izby przyjęć puławskiego szpitala. Lekarz dyżurny Krzysztof Ch. polecił położyć nieprzytomnego pacjenta na łóżku. Chorym niewiele kto się zajmował. W karcie napisano, że chłopak miał napad epilepsji i dostał relanium.
Wieczorem Łukasz zmarł. Sekcja zwłok wykazała, że miał złamaną kość czaszki, a przyczyną śmierci był krwiak nadtwardówkowy. Zaraz po przywiezieniu do szpitala powinien przejść odpowiednie badania i trafić na stół operacyjny.
Proces Krzysztofa Ch. toczył się przez półtora roku w Sądzie Rejonowym w Puławach. Lekarz nie przyznawał się do winy. Wiosną za zaniedbania został skazany na dwa lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na pięć lat. Dostał też trzyletni zakaz wykonywania zawodu.
Wczoraj sędziowie z Sądu Okręgowego w Lublinie byli jednak innego zdania. Rozpatrując apelację doktora doszli do wniosku, że sąd w Puławach popełnił błędy i sprawę trzeba sądzić jeszcze raz. - Będę dochodziła sprawiedliwości - zapowiada matka Łukasza.
- To jest bardzo klarowna sprawa - uważa mecenas Jerzy Bigos, który na procesie reprezentował rodzinę Kelnerów. - Chłopak został w szpitalu potraktowany, jak walizka na dworcowej przechowalni. Nie było żadnych podstaw do uchylenia tego wyroku. (DJ)