Pracownicy PKS Puławy nie dostają na czas wynagrodzeń. Firma ma problemy finansowe, a na dodatek zima odebrała jej pasażerów.
– Opóźnienia są, ale zawsze pieniądze wypłacamy jeszcze w trakcie tego samego miesiąca. Wypłaty za styczeń zostały już wysłane, ale w zależności od tego, w jakim banku ktoś ma konto, wpływ tych pieniędzy może być jeszcze przesunięty o kilka dni – mówi Edward Osuch, prezes PKS Puławy. – Problemy są wynikiem wcześniejszych zaniedbań i nie od razu jesteśmy w stanie się z nimi uporać.
W puławskim PKS pracują 364 osoby. W tej chwili zadłużenie przewoźnika wobec wszystkich wierzycieli wynosi ponad milion złotych. Dokładna kwota będzie znana po zakończeniu wszelkich rozliczeń za zeszły rok. Sytuację firmy pogarsza zima, bo na wielu trasach wyraźnie ubyło pasażerów.
– Ten ubytek sięga nawet 30 proc. – dodaje Osuch. – Wszystko dlatego, że w taką pogodę ci, którzy nie muszą, nie wybierają się w drogę. A jeśli mamy mniej pieniędzy z biletów, to tym bardziej stajemy przed trudnym wyborem: albo wypłacić wynagrodzenia i zamknąć firmę, albo kupić paliwo i nadal jeździć.
Firma wystąpiła już do Ministerstwa Skarbu Państwa o udzielenie pomocy publicznej. PKS Puławy chce otrzymać z budżetu 1,5 mln złotych. Pieniądze zamierza przeznaczyć na spłatę długów, które narosły w ciągu ostatnich kilku lat. Zaległości dotyczą m.in. zapłaty za paliwo.
Z powodu oszczędności puławski PKS zlikwidował już część kursów.
– Bo nie ma sensu sytuacja, gdy jedna zarobiona złotówka kosztuje nas 2 zł – wyjaśnia prezes. Sporą część taboru to stare i drogie w eksploatacji pojazdy. Osuch przyznaje, że konieczne jest zwiększenie liczby mniejszych i bardziej ekonomicznych pojazdów.
Najlepiej spółka zarabia na tzw. działalności dodatkowej: stacji paliw, stacji diagnostycznej, sklepie motoryzacyjnym, naprawie tachografów, czy też dzierżawie nieruchomości. Pieniądze z tej działalności przeznaczane są na utrzymanie nierentownych, ale potrzebnych pasażerom połączeń.