Pierwsze ścięte drzewo, pierwsza ukończona instalacja, pierwsza wizyta oficjalnych gości. W sumie ponad milion naciśnięć migawki.
Fotografii uczył się na statku. W trakcie służby wojskowej był w Marynarce Wojennej i udało mu się nawiązać współpracę z czasopismem "Na straży Wybrzeża”. A do Puław przyjechał z Tarnowa. Pracował jako fotograf zakładowy w tamtejszych Zakładach Azotowych Tarnów-Mościce. Ktoś docenił jego zdjęcia i zaproponował pracę w miejscu, w którym w środku lasu nad Wisłą miał powstać nowy, wielki zakład...
Pierwszy topór w drzewo
Na ścięcie pierwszego drzewa pod budowę zakładów przyjechał sekretarz Komitetu Wojewódzkiego partii. Wraz z rozpoczęciem budowy jednego z największych zakładów na Lubelszczyźnie do Puław zaczęli przyjeżdżać ludzie z całej Polski. - Było łatwo dostać mieszkanie. Można też było zarobić. Ale tak naprawdę dla większości z tych ludzi najważniejsza była praca i zaangażowanie w budowę czegoś wielkiego - mówi Papciak.
A łatwo nie było. Wszyscy robotnicy, którzy budowali fabrykę, musieli chodzić z miasta do pracy piechotą. A blisko wcale nie jest. Potem zakład kupił do podwożenia pracowników nyskę i było już trochę lżej.
Paparazzi wśród polityków
Ale przeważały momenty ciekawe. Nigdy nie brakowało w Puławach wizyt najróżniejszych postaci ze świata polityki. Ministrowie, premierzy i delegacje z bratnich socjalistycznych państw. Byli Koreańczycy, byli nawet Afgańczycy, oczywiście byli również wszyscy pierwsi sekretarze PZPR. - Miałem specjalne uprawnienia i mogłem podchodzić, gdzie tylko chciałem - chwali się fotograf.
Najbardziej zapamiętał wizytę rumuńskiego dyktatora Nicolae Ceausescu. Po zwiedzeniu całego zakładu, na cześć gościa zorganizowano bankiet i obiad. Ale Rumuni cały prowiant przywieźli ze sobą. Wszystko zapakowane w termosach. Nawet polskiej wody nie chcieli pić. Bo mogła być zatruta.
Artyści w Azotach
To właśnie dzięki przychylnemu oku znającej się na fotografii dyrekcji Papciak zawsze mógł liczyć na znakomity sprzęt. Przykładowo, taki aparat Linhof Technika wraz z wyposażeniem wart był połowę ówczesnego domu. Na zakup takiego cacka musiały się zgodzić dwa ministerstwa: Finansów oraz Przemysłu Chemicznego. I Papciak go dostał. Ale były też minusy tego, że dyrektor znał się na fotografii. Kiedy zdjęcie mu się nie podobało, wcale nie owijał w bawełnę, tylko krytykował.
Kiedyś do Puław przyjechał też sam Edward Hartwig. Miał zrobić trochę artystycznych zdjęć o zakładzie. Papciak był bardzo przejęty, bo to przecież prawdziwy mistrz. Okazało się jednak, że to tak sympatyczny człowiek, iż już po dwóch godzinach rozmawiali jak starzy znajomi. Wymieniali się uwagami i doświadczeniami. Na koniec Papciak zrobił portret Hartwiga na tle wielkiego komina.
Tak powstaje miasto
Z czasem zaczął robić zdjęcia na wszystkich miejskich imprezach. Najciekawsze to te z obchodów święta 1 Maja. - Mam uwiecznione takie osoby, które najpierw szły w pierwszym szeregu na pochodzie, a potem wpinały w klapę znaczek "Solidarności”. Ale mam swoje zasady, nigdy nie pozwoliłem, żeby takie zdjęcia ujrzały światło dzienne.
Smutek fotografa
Na początku lat 90. tworzone wraz z młodzieżą miejskie archiwum fotograficzne zostało zlikwidowane w bardzo dziwnych okolicznościach. Część zdjęć Papciaka została przeniesiona do różnych miejsc, część trafiła na śmietnik. Wie o tym, bo znajomi znajdowali fotki z jego pieczątką na odwrocie.
Dlatego zdjęć, które mu zostały, Stanisław Papciak nie chce już oddawać żadnej puławskiej instytucji. W Puławach powstaje wprawdzie archiwum miejskie, ale jego zdjęcia prawdopodobnie trafią do Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej. - Szkoda mojej pracy. A tam są ludzie, którzy naprawdę zadbają o te zdjęcia.