To sceneria jak z filmów Hitchcocka – tak o ogołoconych drzewach na targowisku mówi burmistrz Jerzy Rębek, który wszczął wewnątrz urzędu postępowanie w sprawie, jak to nazywa „samowoli urzędniczej”.
Widok 20 topoli, z których usunięto konary w ten sposób, że pozostawiono same kikuty, wywołał burzę nie tylko w Radzyniu Podlaskim, bo tematem zainteresowały się też ogólnopolskie media. Sprawa od razu oburzyła miejscowego aktywistę i radnego powiatu radzyńskiego Jakuba Jakubowskiego.
– Te drzewa są bezpowrotnie okaleczone. Rany będą próchnieć, a gałęzie, jeśli odrosną, będą się obłamywać. Pielęgnacja drzew polega na usunięciu suchych, połamanych lub przerośniętych konarów celem ukształtowania, a nie usunięcia korony – tłumaczy Jakubowski.
Tymczasem, burmistrz Jerzy Rębek (PiS) odpowiada wszystkim, że do takiego stanu doprowadził jeden z urzędników. – W sposób niezrozumiały polecił wykonanie takiej „przecinki” drzew, bez konsultacji ze mną czy moim zastępcą. I teraz mamy to, co widzimy – komentuje. – Najbardziej zdumiewające jest to, że ta osoba i jego zespół powinna przestrzegać prawa, a dokładniej ustawy o ochronie przyrody. To abecadło wydziału zarządzania mieniem komunalnym – uważa burmistrz.
W jego ocenie „popełniono kardynalny błąd”. – W myśl ustawy, gdy drzewo straci ponad 50 proc. korony to uznaje się je za zniszczone – przywołuje Rębek.
Do ogołocenia doszło na przełomie kwietnia i maja. – Gdy to zobaczyłem, to przypominało scenerię jak z filmów Hitchcocka. To nieodpowiedzialność i nie zamierzam nikogo bronić – przyznaje burmistrz.
Wszczął już postępowanie wewnątrz urzędu. – Zebrałem oświadczenia od osób, które miały coś do powiedzenia w tej sprawie. Wystąpię też do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, by wyznaczało jednostkę, która dokona oceny zniszczeń i wyceni straty – zaznacza. Dopiero wtedy, podejmie decyzje w sprawie ewentualnych konsekwencji wobec urzędników.
Zanim burmistrz oficjalnie wypowiedział się na ten temat, Tomasz Grabowski z wydziału zarządzania mieniem komunalnym odpowiedział nam, że „przycięcie drzew było konieczne w związku z zagrożeniem łamania się konarów wyrastających z czubów po poprzednim skracaniu”. Przekonywał też, że niektóre z topoli były suche i dziurawe w środku. Radzyński ratusz nie odpowiada jednak, czy to ten urzędnik bezpośrednio wydał takie zlecenie.
Z kolei, miejska radna opozycyjna Bożena Lecyk (Radzyń Moje Miasto) uważa, że w urzędzie potrzebny jest większy nadzór. – Może trzeba poświęcić więcej uwagi i pieniędzy, by szkolić pracowników, by nie dochodziło do takich sytuacji. Ta informacja poszła na całą Polskę. Radzyń zaprezentował się niesławą – ubolewa Lecyk.
– Tutaj potrzebne, jeśli już, jest tylko szkolenie ze zdrowego rozsądku – ripostuje na koniec burmistrz.