Pojedynczy przetwórca nie ma dziś na rynku żadnych szans. Nie zadba o reklamę, nie pojedzie na zagraniczne targi. Jako grupa można o wiele więcej – mówi Marian Wójtowicz, właściciel piekarni Bio-Eko
– Najbardziej cieszy nas to, że partnerzy zaczęli ze sobą współpracować. Powstało wiele zupełnie nowych produktów, jak olej z dodatkiem żeń-szenia, soki warzywne, czy chipsy z topinamburu – wylicza dr Krzysztof Jończyk z IUNG w Puławach.
– Z badań ankietowych wynika, że producenci żywności ekologicznej oczekują od nas głównie działań promocyjnych. I myślę, że to nam się udało. Marka klastra jest rozpoznawalna, udało się dotrzeć do wielu nowych odbiorców – dodaje kierownik projektu.
Nie wszystkie proekologiczne przedsięwzięcia zakończyły się jednak sukcesem. W Lublinie nie chwycił pomysł weekendowego targu, na którym można kupić żywność bezpośrednio od rolników i przetwórców z ekologicznymi certyfikatami.
EkoBazar na przy ul. Bramowej na lubelskim Starym Mieście działał niecały rok. Przedsięwzięcie okazało się nierentowne. Najpierw wykruszyli się klienci, potem sprzedawcy. – Może ten najtrudniejszy początkowy okres był zbyt długi? Może z czasem byłoby lepiej? – zastanawia się dr Jończyk.
– Ekobazar umarł śmiercią naturalną. Z tygodnia na tydzień klientów było coraz mniej. W końcu przestaliśmy przyjeżdżać – mówi Tomasz Obszański, właściciel firmy "Barwy zdrowia”, która produkuje tłoczone na zimno oleje.
Dr Sylwia Żakowska-Biemans z IUNG od dwóch dekad przygląda się rynkowi produktów ekologicznych w Polsce i Europie.
– W takiej Danii, która jest niekwestionowanym liderem, produkty eko stanowią 7 proc. całej sprzedaży żywności. W Polsce nie ma wiarygodnych danych, ale prawdopodobnie nie przekroczyliśmy jeszcze 1 proc. Jednocześnie takie zakupy deklaruje ok. 10 proc. konsumentów, ale zwykle chodzi o 1-2 produkty, np jajka – mówi dr Żakowska-Biemans. – Coraz mniejszą barierą jest dostępność. Problemem są raczej wysokie ceny. Niejednokrotnie o nawet 100 proc. wyższe niz za porównywalne towary nieekologiczne. A trzeba pamiętać, że gro klientów, to osoby o przeciętnych dochodach. Po prostu ich na to nie stać.
– Bardzo dobry rynek to Warszawa, czy nawet Rzeszów. A Lubelskie wciąż jest bardzo czystym terenem, wielu mieszkańców ma rodziny na wsi. Na rynek eko musimy jeszcze poczekać – dodaje Obszański.