Stanisława Sowa skupuje winniczki dla jednej z sześciu firm, które dostały koncesję Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska na zbiór ślimaków w Lubelskiem. Od początku sezonu przyjęła już 14 ton
Ślimaki przynoszą kobiety i mężczyźni, bezrobotni i tacy, którzy torby z winniczkami wyjmują z bagażników drogich samochodów. Wczoraj do południa pani Stanisława przyjęła ponad tonę ślimaków.
- Jak się nie ma z czego żyć, to trzeba coś robić - mówi Ewelina Miklus. - Od końca kwietnia niemal codziennie zbieram po co najmniej 10 kg ślimaków. Zarabiam od 20 do 30 zł.
Z podobnego założenia wychodzą Roman Reteruk i Mariusz Skibiński. - Lepiej zbierać ślimaki niż siedzieć w domu - mówi pan Roman. - Tym razem z kolegą uzbieraliśmy 15 kg winniczków. Dostaliśmy za nie 28 zł. Myślę, że po południu zarobimy drugie tyle.
Tegoroczny sezon na ślimaki rozpoczął się 20 kwietnia i potrwa do końca maja. Na tle lat poprzednich wyróżnia się znakomitą ceną za winniczki.
- Wcześniej za kilogram winniczków płaciłam od 80 gr do 1,5 zł - mówi Sowa. - Tak atrakcyjnej ceny, jak w tym roku - 2 zł za kilogram - jeszcze nie było.
Na winniczkach trzeba się trochę znać, choćby po to, aby odróżnić je od ślimaka żółtego, który jest pod ochroną. Do skupu powinny też trafiać tylko ślimaki o średnicy muszli co najmniej 3 cm.
- Jeśli podczas kontroli punktu skupu pracownicy RDOŚ znaleźliby ślimaki nie spełniające tego wymogu, to skupujący musi się liczyć z konsekwencjami - mówi Paweł Duklewski z Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. - W najlepszym przypadku musiałby wypuścić niewymiarowe winniczki na wolność. Taką sprawą może też zająć się sąd i nałożyć kilkusetzłotową grzywnę.
Zbiór i skup winniczków potrwa do końca maja.
Limit ślimaków, które można zebrać w Lubelskiem, to 100 ton. Ale jeszcze nigdy skupy nie zbliżyły się do tej liczby. Wynik ubiegłego roku to 70 ton. Aby chronić winniczka RDOŚ pozwala go zbierać jednego roku w północnej części województwa, a w kolejnym w części południowej.