Choć nie zna nut, na zawołanie zagra wszystkie melodie świata. W jego pracowni powstają skrzypce z duszą.
- Zagram wszystkie zasłyszane melodie - mówi 66-letni Roman Klucha z Biłgoraja. - Nigdy nie brałem lekcji muzyki. Instrument opanowałem sam.
Na początku nie najlepiej mu szło, dlatego grał na jednej strunie. - Potem już przechodziłem z jednej na drugą, ale nie tym palcem, co trzeba - wspomina. - Dopiero taki wiejski grajek wyjaśnił mi, co i jak, a później nastroił moje pierwsze skrzypce.
Odkłada instrument, na którym przed chwilą grał "Czerwone korale” Brathanków i wyciąga stare zdjęcia. Palcem wskazuje na małego chłopca w kaszkiecie. - To ja ze skrzypcami - śmieje się.
Pierwsze skrzypce
- Ojciec nadzorował pracę - wyjaśnia pan Roman. - Pomógł mi też wygiąć boczki. Tato zajmował się m.in. stolarką, więc z materiałem nie było większego kłopotu.
O kupieniu instrumentu nawet nie marzył. Jego dwaj starsi bracia poszli na studia, a to kosztowało. Wszystkie zarobione przez ojca pieniądze pochłaniała edukacja.
- Ja przygrywałem sobie na pastwiskach, pasąc krowy. Miałem wyrozumiałych rodziców. Sami zresztą często śpiewali. Tylko podczas Wielkiego Postu zabraniali grać skocznych piosenek.
Zarówno pierwsze, jak i następne skrzypce własnej roboty, sprzedał. Trzeci instrument, który wykonał jako 15-latek, ma do dziś. - Te skrzypce mają 51 lat. To pamiątka. Musiałem je trochę odrestaurować. Wydają piękny dźwięk - opowiada z dumą.
Warsztat w piwnicy
Nad każdym instrumentem pracuje dwa bite tygodnie. Niewielki warsztat mieści się w piwnicy. Na stole leżą tekturowe szablony. - Te odrysowuję na dwucentymetrowych deseczkach, przygotowanych do dalszej obróbki - opowiada. - Potrzebne są półokrągłe dłuta. Za ich pomocą wydłubuję takie niby korytka, bo obudowa skrzypiec jest wypukła. Instrument powstaje z konkretnych gatunków drzew. Dolna część z jaworu, a górna z sosny.
Bezcenne instrumenty
Skrzypce zawsze towarzyszą ważnym uroczystościom w życiu jego rodziny. Bez nich nie ma urodzin czy imienin, obowiązkowo wyciągane są na Boże Narodzenie.
Pan Roman przymierza się do wykonania kolejnych skrzypiec. Choć chętnych nie brakuje, nie będzie sprzedawał instrumentów, ale przekaże je dzieciom i wnukom.
- To nie jest sposób na dorobienie do emerytury - mówi. - Dla mnie każde moje skrzypce są warte nie mniej niż kilka tysięcy złotych.