Rozmowa z Janem Kondrakiem, lubelskim bardem, który właśnie opublikował nowy, dziewiąty album w swojej karierze
• Od wydania twojego poprzedniego solowego longplaya minęło dziewięć lat.
• Co się zmieniło w tym roku?
- Poczułem potrzebę indywidualnego kontaktu z odbiorcą. Zebrało mi się sporo piosenek, które z racji bardzo osobistej perspektywy niespecjalnie nadają się do wykonywania z zespołem złożonym z wielu osobowości.
• Album zatytułowałeś bardzo tajemniczo: "Kto, co”.
- Z kilku powodów.
• Poproszę o pierwszy.
- W kilku tekstach poruszam sprawy zasadnicze. Pytam o nie. Na przykład: Kto jest tam gdzieś ponad nami i co sprawia, że zachowujemy się tak, a nie inaczej, czyli jakie są narzędzia tego kogoś, kto nami steruje.
• Drugi powód?
- Pytania tytułowe nawiązują do odmiany przez przypadki. Przypadkiem wywołanym przez pytania jest mianownik - jedyny tzw. niezależny. A ta płyta ma charakter maksymalnej niezależności. Od mód, trendów, czasów, podobieństw, utartych schematów. Moją intencją było jak największe oddalenie się od bieżących presji. W muzyce i słowie. Kolejny powód jest związany z poprzednim. W wypowiedziach dominuje pierwsza osoba liczby pojedynczej. Podmiot, który się wypowiada, cały czas mówi od siebie. I zwraca się też do konkretnej osoby.
• Jakie to są osoby?
• W wielu piosenkach pojawia się miłość, ale zwykle jest niejednoznaczna i trudna. Jak w "Zapalasz ogień”, gdzie są tak wielkie przeszkody między kochankami, że miłość nie może się spełnić.
- Nie mogę sobie pozwolić na zachęcanie ludzi do trzymania się za ręce. Staram się unikać banałów.
• Album zamyka piosenka nietypowa, w której zwracasz się do pychy, czyli do pojęcia.
- Na przykładzie tego pojęcia chciałem pewne rzeczy udowodnić. Chciałem pokazać, jak bardzo świat jest skomplikowany, trudno wytłumaczalny. Pycha, jeden z grzechów głównych, jest tak naprawdę tylko w połowie grzechem. Może być też zbawieniem, natchnieniem, motorem postępu. Pycha z jednej strony napędza do działania, poprzez chęć wyniesienia się ponad innych. Z drugiej strony cudza pycha niweluje moją akcję.
• Longplay jest bardzo różnorodny muzycznie. Żaden utwór nie przypomina innego. Nieco przejaskrawiając, można powiedzieć, że jego spójność opiera się na twoim głosie i na stałym zespole akompaniującym.
- Zawsze bardziej cieszyła mnie różnorodność niż powtarzalność pomysłów kompozytorskich. Lubię, jak na moich albumach co rusz dzieje się coś nowego. Raz użyty pomysł nie ma prawa powtórzyć się gdzie indziej. I teraz pozostałem wierny swoim nawykom.
• Dlaczego aż na Wybrzeże pojechałeś nagrywać?
• Czyli twój nowy album to longplay koncertowy.
• Ale brzmienie jest surowsze. Niektórym słuchaczom to może przeszkadzać.
• Jednak to samo Radio Gdańsk nie puszcza takich koncertowych nagrań w porze największej słuchalności. W takim czasie pojawiały się kiedyś na antenach radiowych twoje piosenki zrealizowane z Zakonem Muzyczno-Literackim, które były dopieszczone w studiu. Nie zależy ci już na popularności?
- Znam swoje miejsce w szyku. Po wielu latach doświadczeń mogę stwierdzić, że szeroka i długofalowa popularność nie jest mi dana. Już się z tym pogodziłem i wyciągnąłem z tego wnioski.