20 listopada w wieku 64 lat zmarł trener Janusz Wójcik, pod którego wodzą reprezentacja Polski w 1992 roku zdobyła srebrny medal na Igrzyskach Olimpijskich w Barcelonie ulegając w finale gospodarzom 2:3. – Zawdzięczam mu bardzo wiele – wspomina Arkadiusz Onyszko, który wraz z trenerem cieszył się z największego sukcesu polskiej drużyny w ostatnich 25 latach
Urodzony 18 listopada 1954 roku Wójcik podczas swojej kariery trenerskiej prowadził między innymi Jagiellonię Białystok, Legię Warszawa i Widzew Łódź. W latach 1997-1999 pełnił funkcję selekcjonera reprezentacji Polski, z którą jednak nie udało mu się awansować na Mundial we Francji. Największy sukces odniósł właśnie w Barcelonie. Był także selekcjonerem reprezentacji Syrii. Wydał dwie książki o wymownych tytułach: „Jedziemy z frajerami” i „Jak goliłem frajerów”, gdzie w szczegółach opisuje to co przeżył pełniąc rolę szkoleniowca.
– Trenera Wójcika będę wspominał bardzo ciepło – mówi Arkadiusz Onyszko, członek reprezentacji olimpijskiej z 1992 roku. – Zawdzięczam mu niezwykle dużo. Otworzył mi drzwi do prawdziwej piłkarskiej kariery. Mimo, że miałem niespełna 18 lat dostrzegł we mnie potencjał i powołał do kadry młodzieżowej, a potem zabrał na Olimpiadę – dodaje. Ze względu na wiek Onyszko nie miał łatwo w kadrze. – To były inne czasy. Teraz młodzi piłkarze myślą, że wszystko im się należy. Pamiętam doskonale jak musiałem targać torby ze sprzętem do samolotu czy autokaru i nikt się nade mną nie litował. Byłem najmłodszy i to był mój obowiązek – opowiada Onyszko. – Ceniłem trenera a on mnie bo potem nasze drogi zeszły się jeszcze raz. Kiedy Wójcik objął Legię, to ściągnął mnie do stolicy z Zawiszy Bydgoszcz – dodaje.
Janusz Wójcik słynął z tego, że nigdy nie owijał w bawełnę i używał bardzo specyficznego języka. Legendarnymi stały się jego powiedzonka „kiełbasy do góry i golimy frajerów”, „tutaj nie ma co trenować, tu trzeba dzwonić” czy „kasa misiu, kasa”. – Był niezwykle barwną postacią. Miał niezwykle silny charakter i osobowość. Dlatego sam lubił piłkarzy z charakterem. Ktoś, kto był słaby psychicznie nie miał u niego żadnych szans na grę. Trener nie owijał w bawełnę, był bardzo wymagający. Ale był także świetnym motywatorem i dzięki temu odniósł sukces z reprezentacją. Owszem, miał pod swoimi skrzydłami masę zdolnych zawodników, którzy potem grali w silnych europejskich zespołach. Potrafił z tych indywidualności stworzyć świetną drużynę i trzymać ją w ryzach, a nie każdemu by się to udało. Ponadto dbał o swoich zawodników. Pamiętam, że po zdobyciu srebrnego medalu na IO każdy z kadrowiczów otrzymał Poloneza, co na tamte czasy było niebywałym luksusem – wspomina Onyszko.
Po sukcesie w Barcelonie Wójcik domagał się, aby wszystkich jego podopiecznych przenieść od razu do pierwszej reprezentacji. – Zmieniamy szyld i jedziemy dalej – zwykł mawiać. – Szkoda, że po sukcesie w Hiszpanii reprezentacja nie potrafiła powtórzyć go w piłce seniorskiej. To była naprawdę zdolna generacja zawodników i naprawdę żałuję, że nie wykorzystano jej potencjału. Trener Wójcik głosił odważne tezy i niestety to nie wszystkim się spodobało – zauważa były bramkarz.
Śmierć Wójcika mocno wstrząsnęła całym piłkarskim światem. – Niedawno z okazji 25-lecia wyniku „młodzieżówki” zorganizowano dla całej kadry spotkanie w Centrum Olimpijskim w Warszawie i tam po raz ostatni widziałem się z trenerem. Pośmialiśmy się i powspominaliśmy dawne czasu. Przez te wszystkie lata Janusz Wójcik wcale się nie zmienił, cały czas sypał anegdotami żartował i biła od niego niesamowita pewność siebie – przekonuje Onyszko.
A jaką najzabawniejszą anegdotę związaną z trenerem zapamiętał były bramkarz? – 11 marca 1992. Gramy mecz z Danią w Aalborgu. Zimno, wiatr... Na samym początku meczu, przy stanie 1:0 dla rywali, kontuzji doznał Aleksander Kłak, więc zastąpiłem go między słupkami. Do przerwy puściłem cztery bramki i ze spuszczoną głową szedłem w kierunku szatni. Tymczasem podchodzi do mnie Janusz Wójcik i mówi: – Misiu ty się lepiej rozgrzewaj, żeby po przerwie ci kolejnych nie strzelili. W drugiej połowie nie puściłem już gola – kończy Onyszko.