ROZMOWA z Dariuszem Gawłem, prezesem KU AZS UMCS Lublin
- Koszykarki zakończyły ten sezon, podobnie jak poprzednio, na ćwierćfinale play-off. Przegrały 0-3 w serii z CCC Polkowice. Jak mógłby pan podsumować te rozgrywki?
Śmiejemy się nawet, że za rok, nawet gdybyśmy byli na pierwszym miejscu po rundzie zasadniczej, to Polkowice będą na ósmym. Tak już będziemy z nimi tradycyjnie rywalizować w pierwszej rundzie play-off.
- Cały czas powtarzał pan, że w tym sezonie udało się zbudować najmocniejszy skład od początku występów w Basket Lidze Kobiet…
Podtrzymuję to stwierdzenie. To był najlepszy zespół, który reprezentował Lublin w Energa Basket Lidze Kobiet. Na pewno jest swego rodzaju niedosyt. Jestem dumny z dziewczyn, ponieważ podjęły rękawicę, rywalizując z Polkowicami. Po prostu sportowo okazaliśmy się słabsi. Kluczowy był początek sezonu, kiedy mieliśmy niezbyt dobry start.
- Przygotowania do nowego sezonu trwają już od jakiegoś czasu…
Obecnie jest to kluczowy moment. Mając o wiele tysięcy, czy nawet milionów, mniejszy budżet od konkurencji, nie możemy sobie pozwolić na żaden błąd. W niedawno zakończonym sezonie jeden błąd popełniliśmy – Kai James nie sprostała warunkom czwartej najsilniejszej ligi w Europie. Od momentu przyjścia Nikki Greene okazało się, że ta drużyna funkcjonuje rewelacyjnie. Zespół zostawił po sobie bardzo dobre wrażenie po końcówce sezonu.
- Sprawdziłem stronę agencji, która prowadzi Briannę Kiesel. Przy jej nazwisku widnieje status „dostępna”. Czy to znaczy, że nie zobaczymy jej w przyszłym sezonie w Lublinie?
Jestem przekonany, że Brianna Kiesel spędzi okres przygotowawczy i całe lato w Stanach Zjednoczonych w zespole Connecticut Sun. Co do przyszłego sezonu, to temat nie jest zamknięty. Z informacji, jakie posiadam, wynika, że jej cena wzrosła dwukrotnie. Aby ją zatrzymać, musielibyśmy przeznaczyć tyle pieniędzy, ile w tym sezonie wydaliśmy już na nią i Nikki Greene.
- Kiedy poznamy nazwisko nowego szkoleniowca?
Myślę, że do końca kwietnia. Obecnie rozmawiamy bardzo intensywnie – jest to absolutnie kluczowe i od tego musimy zacząć. Nie ma dnia, żebym nie dostał kilku CV od różnych trenerów z całego świata. Moim zadaniem jest wybrać jak najlepiej. Ważny jest warsztat, doświadczenie w polskiej lidze, ale ważne są też znajomości. One pomagają ściągać lepszych zawodników przy ograniczonym budżecie.
- Czy w przyszłym sezonie klub będzie miał do swojej dyspozycji budżet na podobnym poziomie jak teraz?
Nie potrafię na to pytanie odpowiedzieć w tym momencie. Nie wyobrażam sobie, żebyśmy stali w miejscu albo zrobili krok do tyłu. Byłaby to moja porażka. Chcemy z każdym rokiem się rozwijać. Nie możemy, póki co, przeskoczyć tego szklanego sufitu, którym są półfinały Mistrzostw Polski. Myślę, że kibice zgodzą się, że ta drużyna była najlepsza w historii. Dużo lepsza niż wtedy, kiedy zdobyliśmy Puchar Polski (sezon 2015-16 – dop. red.). To pokazuje, że liga jest szalenie silna. Ciężko jest nam rywalizować z drużyną, która gra w Eurolidze, czy ma o milion złotych więcej na same pensje dla zawodniczek. Staramy się te różnice zamaskować. Za rok będzie to trudniejsze, bo zmieniły się przepisy – my, jako zespół, który nie wystartuje w europejskich pucharach, możemy zatrudnić pięć zawodniczek zagranicznych, drużyny, które będę w EuroCup, sześć takich koszykarek, a ekipy z Euroligi siedem.
- Obecnie rozmawiacie z tymi koszykarkami, które w tym sezonie reprezentowały klub…
Do czasu, kiedy trwał sezon, nie podejmowaliśmy żadnych rozmów, bo liczyliśmy na jak najlepszą postawę w obecnym sezonie. Opcji jest szalenie dużo, skrzynka mailowa jest permanentnie zapchana. Chciałbym zamknąć skład do końca kwietnia, a jak się nie uda, to do końca maja. Zdecydowaliśmy się już teraz podpisać Giedre Labuckiene, bo jesteśmy przekonani o jej jakości. Występowała w Eurolidze i to z sukcesami, a to świadczy o tym, że jest klasową zawodniczką. Lublin jest świetnie postrzegany, a koszykarka, która niedawno została mamą, nie chce w najbliższym sezonie występować w europejskich pucharach.