20-tysięczna Łęczna wygrywająca z 2-milionową Warszawą. Takie rzeczy możliwe tylko w sporcie. A przecież Górnik kilka miesięcy temu potrafił pokonać Legię. Niestety, było to jedno z zaledwie czterech zwycięstw zielono-czarnych w rundzie jesiennej sezonu 2016/17. Dlatego Grzegorz Bonin i spółka zakończyli rok w strefie spadkowej. Po raz pierwszy od powrotu do najwyższej klasy rozgrywkowej
Cztery zwycięstwa, sześć remisów i aż dziesięć porażek składają się na najgorszą rundę jesienną Górnika w historii występów w ekstraklasie. Głową zapłacił za nią trener Andrzej Rybarski. Dla ekspertów nie jest to jednak wielkie zaskoczenie, bo klub z Łęcznej w ostatnich miesiącach borykał się z bardzo poważnymi problemami.
Trzy filary
Jeszcze kilka dni przed startem sezonu nie było pewne nie tylko, gdzie Górnik będzie rozgrywał swoje spotkania w roli gospodarza, ale nawet czy przystąpi do rozgrywek. W trakcie okresu przygotowawczego szkoleniowiec nie dysponował pełnym składem, miał ograniczone pole manewru przy pozyskiwaniu nowych zawodników i stracił trzy filary z minionego sezonu (Tomasz Nowak odszedł do Zagłębia Sosnowiec, Tomislav Bozić do Wisły Płock, a Jan Bednarek wrócił do Lecha Poznań).
Na domiar złego zawodnicy, którzy mogą być traktowani jako realne wzmocnienia (Gerson, Javier Hernandez, Vojo Ubiparip, Nika Dżalamidze), trafili do klubu już w trakcie sezonu, w większości z poważnymi zaległościami treningowymi. Wcześniej Górnik brał piłkarzy z łapanki, którzy dziś mają problemy z wywalczeniem sobie miejsca w meczowej kadrze. Po przeniesieniu spotkań do Lublina, zespół pozbawiony został także dopingu,bo kibice zdecydowali się na bojkot. Czy w takiej sytuacji można było ugrać coś więcej?
Dwa i cztery
- Nie ma co zrzucać winy na kwestie organizacyjne. I tak powinniśmy być wyżej. Mieliśmy wzloty i upadki. Potrafiliśmy pokonać Legię u siebie i potrafiliśmy wygrać z Koroną 4:0, potrafiliśmy wygrać w Płocku. Ale były też wpadki, jak mecz ze Śląskiem czy z Ruchem Chorzów, gdy nie powinno się zdarzyć coś takiego (0:4 na własnym stadionie - przyp. aut.), ale to jest piłka. Musimy wystrzegać się błędów, a będzie dobrze - przekonuje bramkarz Sergiusz Prusak.
- Jesteśmy pierwszy raz w takiej sytuacji. Po rundzie jesiennej byliśmy zazwyczaj blisko pierwszej ósemki, wszystko było na styku. Także to dla nas nowość, ale nie poddajemy się - dodaje pomocnik Grzegorz Bonin.
To on jest największą gwiazdą drużyny z Łęcznej. Gdy gra dobrze, tak jak z Koroną Kielce, zespół wygrywa. Jesienią nie strzelał jednak zbyt często. Jego liczby - dwa gole i cztery asysty - nie rzucają na kolana, choć i tak są najlepsze w zespole.
Jako strażak
- Każdy ma swoje zadania na boisku, ja także. Do tej pory było tak, że odpowiadałem za ofensywę, te poczynania w ataku w dużej mierze były ode mnie zależne i myślę, że to się nie zmieni. Ale żeby wygrywać mecze potrzebujemy jedenastu zawodników. Nikt w pojedynkę nie jest w stanie nic zdziałać, nikt sam nie wygra meczu. Jeśli w trakcie sezonu wypadnie jedno czy drugie ogniwo, może być ciężko żeby gdzieś zapunktować. Potrzebujemy równej i wysokiej formy, a przede wszystkim dobrego zdrowia, żeby wytrzymać ten sezon i zrobić wynik na miarę naszych celów, na miarę utrzymania - tłumaczy Bonin.
Wszyscy duże nadzieje pokładają w nowym trenerze, którym został były selekcjoner reprezentacji Polski Franciszek Smuda. - Gdybym nie wierzył, że może się udać, nie przychodziłbym do Łęcznej. Mam doświadczenie jako strażak. Dwa razy ratowałem w przeszłości Zagłębie Lubin, raz Odrę Wodzisław, z Górnikiem też może się udać - przekonuje doświadczony trener.
Nie zawsze mu się jednak udawało. Choćby w Niemczech nie zdołał uchronić przed spadkiem z 2. Bundesligi Jahn Regensburg. - Tego nie można porównać. Jeszcze raz muszę przypomnieć. Górnik nie jest jeszcze zdegradowany. Ta drużyna była w grudniu już właściwie zdegradowana. No tylko jakiś prawdziwy cud mógłby ją uratować. Dyrektor sportowy tego klubu był moim kolegą. Razem graliśmy w Ameryce. Przyjaźnimy się ode wielu lat. Poszedłem tam na trzy i pół miesiąca po to, żeby wykrystalizować z tego zespołu kilku zawodników, żeby parę groszy ratować z tej drużyny. No i chyba czterech poszło do klubów pierwszoligowych, dwóch do Turcji. Trochę odbudowali sobie budżet. Tylko o to chodziło. Nie o ratowanie, bo to było niemożliwe. Materiału, jaki jest w Górniku, nie można porównać z tamtym materiałem - twierdzi Smuda.
Odwrócić złą kartę
Ale gwarancji na osiągnięcie sukcesu nie daje. - Gdybym ja panu powiedział teraz, że zajmiemy czwarte miejsce czy że na pewno się utrzymamy, to by pan powiedział, że jestem nienormalny. Nikt, żaden nawet największy trener, czy to Guardiola, czy Mourinho, takiej gwarancji nie może dać. Ja mogę tylko obiecać, że zrobię wszystko, żeby tę drużynę odbudować, odwrócić złą kartę. Uważam, że mogę jej pomóc.
Smuda ma w środowisku opinię trenera, który potrafi zrobić coś z niczego. Przed laty kibice śpiewali nawet „Franek Smuda czyni cuda”. I żartobliwie można stwierdzić, że w Łęcznej cuda już się zaczęły. Bo co prawda Górnik w debiucie nowego szkoleniowca przegrał na wyjeździe z Legią 0:5 i spadł na ostatnie miejsce w tabeli, ale przezimuje na przedostatnim. W rzeczywistości wszystkie „zasługi” trzeba przypisać działaczom Ruchu Chorzów, którzy nie uregulowali na czas zaległości finansowych względem byłych zawodników, za co ich zespół został ukarany odjęciem czterech punktów. To nie wszystko, bo Niebieskim odwieszono także zakaz transferowy, a jeśli nie uregulują długów do 31 stycznia 2017 roku, z ich konta ubędą kolejne cztery „oczka”. W ten sposób ekipa ze Śląska stała się głównym kandydatem do spadku. Nawet jeżeli w wyznaczonym czasie spłaci wierzycieli, a po podziale punktów, z czterech, zrobią się dwa, mogą one okazać się języczkiem u wagi.
Poukładać i uzupełnić
W Łęcznej zimą rewolucji kadrowej raczej nie będzie. - Materiał ludzki nie jest zły. Trzeba tylko poukładać drużynę, dobrze przygotować fizycznie i uzupełnić o dwa-trzy ogniwa. Najbardziej potrzeba nam wzmocnień do linii środkowej. Zależy mi na kreatywnych pomocnikach - zdradza Smuda.
Jednym z najpoważniejszych kandydatów jest Semir Stilić. Bośniak we wrześniu rozwiązał kontrakt z APOEL-em Nikozja. Od tego czasu pozostaje bez klubu. O tym, że mógłby trafić do Górnika mówi się już od kilku miesięcy. Ale dotychczas stronom nie udało się dojść do porozumienia. Przyjście Smudy, pod wodzą którego Stilić zawsze prezentował najwyższą dyspozycję, może ułatwić negocjacje.
- Ja się sam czasami zastanawiam, jak to może być, że on u mnie jest jak nakręcony, wyjedzie do dobrego klubu, ma szansę grania w tym klubie i po miesiącu już go nie ma. Oczywiście ja mam z nim kontakt, ale jak poszedł na Cypr to raptem dwa razy z nim rozmawiałem. Co słychać, jak mu idzie. Takie sprawy - twierdzi Smuda.
Kwestia pozyskania Bośniaka powinna wyjaśnić się w najbliższych tygodniach. Nie będzie łatwo, bo parol zagięła na niego również Wisła Kraków.
Dwa zgrupowania
Górnik przygotowania do rundy rewanżowej rozpocznie 7 stycznia. Zespól wyjedzie na dwa zgrupowania: do Uniejowa i Portugalii. Piłkarze muszą przygotować się na ciężką pracę w zimowej przerwie, bo właśnie z tego słynie Smuda.
- To nie będzie wcale taka nowość. Wcześniej był u nas przecież trener Szatałow i również były ciężkie przygotowania. Na pewno trener Smuda ma taką opinię, że lubi mocno popracować. Nie znam go osobiście, ale z tego co chłopacy mówili, bywa ciężko - mówi prusak. - My jednak nie boimy się ciężko trenować. Jesteśmy na dnie tabeli i myślę, że da to pozytywny efekt.