(fot. ARCHIWUM)
ROZMOWA Z Grzegorzem Bronowickim, byłym reprezentantem Polski
- Jak pan ocenia mecz Polski z Senegalem? Chyba spodziewaliśmy się czegoś zupełnie innego...
– Ciężko oglądało się to spotkanie. Wszyscy z niecierpliwością czekali na ten pierwszy występ Polaków i liczyliśmy na więcej. Chciałbym powiedzieć coś dobrego, czy pozytywnego o grze naszej reprezentacji, ale trudno znaleźć choć jeden element, który funkcjonował tak jak powinien. Ja osobiście myślałem, że będziemy atakowali przede wszystkim skrzydłami. Tymczasem takich akcji bokami było naprawdę bardzo mało. Co z tego, że częściej byliśmy przy piłce, skoro 90 procent podań i tak kierowaliśmy do tyłu. Zupełnie przegraliśmy walkę o środek boiska.
- Do tego te kuriozalne bramki, które straciliśmy...
– Tak się zastanawiałem: czemu to akurat zawsze trafia na nas? Trudno wytłumaczyć zwłaszcza to, co stało się przy drugim golu. Pytanie tylko, czy sędzia dał zgodę, żeby Mbaye Niang wrócił na boisko? Myślę, że Jan Bednarek w ogóle nie widział tego zawodnika. Skupił się na piłce. Gdybym był w takiej sytuacji, zachowałbym się zupełnie inaczej. A Bednarek widząc wychodzącego z bramki Wojciecha Szczęsnego odpuścił. Dlatego uważam, że w ogóle nie zauważył Nianga.
- Od razu po losowaniu grup mistrzostw świata mogliśmy się spodziewać, że rywale będą nad nami górować pod względem fizycznym, ale zupełnie nie mogliśmy się im przeciwstawić.
– To prawda. Fizycznie zostaliśmy po prostu zmiażdżeni. Senegal dominował nad nami od początku do końca i to pod każdym względem: siłowo czy szybkościowo. Przeciwnicy byli także bardziej zwinni i zwrotni niż nasi zawodnicy.
- Trudno kogoś wyróżnić po tym spotkaniu. Robert Lewandowski chyba też nie zagrał na swoim normalnym poziomie?
– Ciężko wymagać od jednego zawodnika cudów. Robert to wielki gracz, ale sam nic nie zrobi. Nie dostał praktycznie żadnego dobrego podania. Jedyną sytuację, jaką tak naprawdę miał, po strzale z rzutu wolnego, wypracował sobie sam. Musiał się daleko cofnąć po piłkę, odebrał ją rywalom i był faulowany.
- Co teraz? Tradycyjnie w drugim meczu na dużym turnieju od razu zagramy o wszystko...
– Nie tylko my. Kolumbia po porażce z Japonią także będzie miała nóż na gardle. Przede wszystkim trzeba dokonać szczegółowej analizy błędów, jakie popełniliśmy w tym pierwszy występie. Trzeba sobie jasno powiedzieć co było złe. Chociaż w tym przypadku można powiedzieć, że prawie wszystko. Musimy jednak wyciągnąć wnioski i to szybko, jeżeli chcemy jeszcze coś zdziałać w Rosji.
- Lepiej zagrać ofensywnie, czy jednak oddać piłkę Kolumbijczykom?
– Nie mamy nic do stracenia. Musimy zagrać odważniej. Podczas towarzyskiego meczu z Litwą, którego byliśmy faworytem graliśmy ofensywnie i chcieliśmy strzelać gole. Wygraliśmy 4:0 i w ten sam sposób mieliśmy zagrać z Senegalem. Niestety, to rywale wyglądali zdecydowanie lepiej i zdobyli bardzo ważne trzy punkty. Pojedynek z Kolumbią będzie dla jednych i drugich meczem o życie. My, jak zwykle mieliśmy duże oczekiwania, ale boisko szybko zweryfikowało nasze plany.