Aleksandra Tecław i Iwona Podkościelna kandydują na Sportowca Roku 2018. Cyklistki Hetmana Lublin w minionym roku wywalczyły dwa brązowe medale mistrzostw świata. Ich prawdziwym celem są jednak Igrzyska Paraolimpijskie w Tokio
Przypomnijmy, że mówimy o złotych medalistkach Igrzysk Paraolimpijskich z Rio de Janeiro, więc brązowe krążki w jeździe indywidualnej na czas oraz wyścigu ze startu wspólnego są lekkim rozczarowaniem. – W mojej opinii to nie był udany rok. Muszę przyznać, że w tym sezonie trochę odpuściłyśmy trening. Musiałam się zregenerować i odpocząć po wyczerpującym okresie. Na szczęście nasz poziom jest nadal wysoki, dlatego udało nam się wywalczyć medale mistrzostw świata w Maniago – mówi Aleksandra Tecław. – W mojej ocenie te medale to jednak nasz sukces. Myślę, że nie było szans, aby powalczyć o coś więcej. Może co najwyżej srebro było w naszym zasięgu. Nie pasowały nam jednak tamtejsze warunki, bo było strasznie upalnie – dodaje Iwona Podkościelna.
Jest bardzo prawdopodobne, że o duecie z Hetmana dużo częściej będziemy słyszeć w nadchodzącym roku. Już w marcu Tecław i Podkościelną czeka rywalizacja w torowych mistrzostwach świata w Appeldorn. We wrześniu z kolei czeka je rywalizacja w Emmen w ramach szosowych mistrzostw świata. – I właśnie dlatego już zaczęłyśmy mocniej trenować. Nawet obecnie ćwiczymy w Pruszkowie na zgrupowaniu reprezentacji narodowej – dodaje Podkościelna. – Nie nastawiam się na wielkie sukcesy w tym roku. W Emmen będziemy rywalizować na trasie płaskiej jak stół. To nie jest nasz atut. Jesteśmy drobne i nie potrafimy kręcić z taką mocą, jak zawodniczki cięższe od nas. Za to pod górę umiemy wjeżdżać bardzo szybko. Niestety, w Holandii zbyt wielu gór nie znajdziemy. Musimy też zacząć martwić się o kwalifikację do Igrzysk Olimpijskich w Tokio. W kraju wyrosła nam naprawdę silna konkurencja, której trzeba zacząć się obawiać. To dobrze, bo to mobilizuje nas do cięższej pracy. Mamy wprawdzie już złoto Igrzysk Paraolimpijskich, ale wiadomo, że chcemy kolejnych sukcesów. Trzeba jednak przyznać, że medal zawsze trochę rozleniwia. Łatwiej jest wejść na szczyt, niż się na nim utrzymać – kończy Tecław.