(fot. Materiały prasowe Lubelskiego Okręgowego Związku Narciarskiego)
Monika Skinder i Izabela Marcisz zajęły 9 miejsce w sprincie drużynowym podczas Igrzysk Olimpijskich w Pekinie
Na ten występ Biało-Czerwonych warto było czekać przez całe Igrzyska Olimpijskie w Pekinie. I chociaż droga do tego sukcesu była bardzo wyboista, to ostatecznie na samym jej końcu nasze biegaczki spotkała nagroda. 9 miejsce zajęte w sprincie drużynowym to najlepszy wynik osiągnięty przez biało-czerwonych biegaczy we wszystkich konkurencjach biegowych w trakcie pekińskiej imprezy.
Mało brakowało, a polski zespół wystartowałby w zupełnie innym zestawieniu. O ile miejsce Moniki Skinder w drużynie sprinterskiej było pewne, to Izabela Marcisz nie była zachwycona koniecznością występu w tej konkurencji. W tle był konflikt z trenerem reprezentacji Polski Martinem Bajcicakiem oraz samą Skinder. Ostatecznie, przy udziale m.in. Justyny Kowalczyk czy Apoloniusza Tajnera, prezesa Polskiego Związku Narciarskiego, udało się namówić Marcisz do startu.
Ci, którzy bali się o jej podejście do tego występu, szybko przekonali się, że zawodniczka SS Prządki Ski to profesjonalistka. Już od biegu półfinałowego dawała z siebie absolutnie wszystko. Biało-Czerwone trafiły do bardzo wyrównanego biegu, w którym przez pierwsze trzy zmiany trzymały się w głównej grupie. Zaczęły z niej odpadać podczas czwartej zmiany, którą Skinder skończyła ze stratą 8 sek. do prowadzących zawodniczek Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego. Heroiczny wysiłek naszych biegaczek na swoich ostatnich zmianach dał im szóste miejsce i kwalifikację do olimpijskiego finału, dzięki dobremu czasowi, który uzyskały.
W finale nikt nie liczył na medal, zwłaszcza, że Polki były zdecydowanie najmłodszym zespołem w całej stawce. Marzeniem było miejsce w ósemce, które dawałoby zabezpieczenie finansowe na kolejne lata. Realnym celem mogło być natomiast uniknięcie ostatniego miejsca. To udało się zrealizować, a 8 miejsce było absolutnie poza zasięgiem Biało-Czerwonych. Stało się to jasne, po czwartej zmianie, kiedy Polki odpadły od głównej grupy i traciły do pierwszych wówczas Szwedek aż 30 sek. Na tym miejscu udało im się dobiec do mety, a za plecami zostawiły jedynie Francuzki. Wygrały Niemki, które na mecie wyprzedziły Szwedki oraz przedstawicielki Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego. – Ta konkurencja nazywa się sprintem drużynowym, ale to wielkie oszustwo. Na tak trudnych trasach ciężko to porównać ze sprintem, bardziej z biegiem na 10 km. Po półfinale byłam kompletnie wyczerpana i zastanawiałam się jak dam radę w biegu finałowym. Udało się i myślę, że osiągnęłyśmy świetny wynik. Za kilka lat, kiedy zdobędziemy więcej doświadczenia, będzie stać nas na jeszcze lepsze wyniki – przyznała Monika Skinder na antenie TVP Sport.