Iwona Matkowska wywalczyła pierwszy dla Polski medal podczas mistrzostw świata w Uzbekistanie. Zawodniczka WKS Grunwald Poznań w finałowej walce przegrała na punkty z Japonką Eri Tosaką 2:10 i została sklasyfikowana na drugiej pozycji.
W środę do południa naszym zapaśniczkom wychodziło na taszkienckich matach niemal wszystko. Matkowska szła jak burza, odprawiając z kwitkiem kolejne przeciwniczki. W półfinale trafiła na niepokonaną od dwóch lat Azerkę Marię Stadnik, którą po zwyciężyła po niezwykle zaciętej walce, zapewniając sobie medal.
Krawczyk miała olbrzymiego pecha w losowaniu. Już w pierwszej walce trafiła na aktualną mistrzynię świata Japonkę Chiho Hamadę. Stawiła jej czoło, ale nieznacznie uległa 2:4. Rozpoczęło się nerwowe oczekiwanie, ale zawodniczka z Kraju Kwitnącej Wiśni nie zawiodła i awansowała do finału. To dało chełmiance szansę walki w repasażach. W drodze do podium najpierw rozbiła Brazylijkę Giullię Rodriques na punkty 9:2, żeby w walce o brąz stanąć na przeciwko Helen Maroulis. Amerykanka okazała się jednak lepszą zawodniczką i zwyciężyła 4:2, choć sukces nie przyszedł jej łatwo.
W popołudniowej sesji szansę na złoty medal straciła także Matkowska. Polka zaczęła decydujący pojedynek w bardzo dobrym stylu, jako pierwsza zdobyła punkty, ale później oddała inicjatywę rywalce, która zakręciła nią dwa młynki w powietrzu i wygrała 10:2.
- Iwonke znam od dziecka, jeszcze od czasu jak w 1998 roku w Anglii walczyła na mistrzostwach świata kadetek. Pod moją wodzą zajęła siódme miejsce na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie. Później urodziła dziecko i miała dłuższą przerwę, ale teraz wróciła jeszcze mocniejsza. Widziałem ją na zgrupowaniu przed mistrzostwami i wiem, że mogła sięgnąć nawet po złoto. Gdyby walka finałowa odbywała się pół godziny po półfinale, byłaby mistrzynią świata. A tak miała zbyt dużo czasu na myślenie o sukcesie, jakim było pokonanie Stadnik, radość przyszła chyba za szybko - ocenia Jan Godlewski, były selekcjoner narodowej reprezentacji Polski.
Zdaniem doświadczonego szkoleniowca należy cieszyć się także z sukcesu Krawczyk. - Piąte miejsce to jest dla niej świetny wynik. Pamiętajmy, że to wciąż młoda i świetnie rokująca zawodniczka, jeszcze wiele ważnych imprez przed nią. Czego tym razem zabrakło jej do medalu? Chyba szczęścia. Decydowały niuanse. Przecież ona doskonale zna się z Amerykanką, wcześniej kilka razy ją pokonywała, m. in. w Colorad Sprimg, gdzie na początku roku przebywaliśmy na zgrupowaniu - kończy Godlewski.