(fot. azs.umcs.pl)
Tylko cztery mecze pozostały do zakończenia sezonu zasadniczego. Pszczółka Polski Cukier AZS UMCS Lublin musi wygrywać, żeby uniknąć w play-off największych potęg
Najpierw wyjazd do Łodzi na spotkanie z Cosinusem Widzewem, następnie Energa Toruń u siebie, Zagłębie Sosnowiec na wyjeździe i na koniec InvestInTheWest AZS AJP Gorzów Wielkopolski u siebie. Teoretycznie wszystko do wygrania. Ale może być różnie, bo Pszczółki nie imponują ostatnio formą i w ostatnim czasie przyzwyczaiły nas raczej do porażek. Tymczasem coraz bardziej potrzebują zwycięstw. Po 18 kolejkach zajmują siódme miejsce, mając na koncie 28 punktów. Tyle samo, co wyprzedzające je Artego Bydgoszcz. I właśnie przeskoczenie w tabeli ekipy z Kujaw i Pomorza jest głównym celem akademiczek na końcówkę sezonu zasadniczego.
Pszczółki chcą zakończyć tę część rozgrywek co najmniej na szóstej pozycji. To pozwoli uniknąć w fazie play-off największych tuzów: Wisły Can-Pack Kraków i Ślęzy Wrocław. Na wyższe miejsce nie ma już co liczyć, bo strata do pierwszej czwórki jest zbyt duża, a piąte CCC Polkowice jest w gazie, co udowodniło podczas niedzielnego meczu w Lublinie.
– Wykonałyśmy dobrą robotę w obronie. Wiedziałyśmy, że musimy wygrać większą liczbą punktów niż dziewięć i to nam się udało. Jesteśmy z tego zadowolone – przyznała zawodniczka CCC Mariona Ortiz. – W sumie zatrzymałyśmy zespół z Polkowic na 66 punktów, więc myślę, że jest to dobry wynik, ale w takich meczach nie możemy sobie pozwolić na jakieś proste błędy i przegapiać szans, które miałyśmy i które sobie wypracowałyśmy. To nas kosztowało przegraną. Teraz mamy półtorej tygodnia, pracujemy ciężko i przygotowujemy się do kolejnych spotkań – dodała rozgrywająca Pszczółki Dominika Owczarzak.
Lublinianki mają nad czym pracować. O ile w defensywie radzą sobie znakomicie (1089 straconych punktów do drugi wynik w lidze), o tyle w ataku jest słabiutko. Pszczółki zdobyły w sumie 1127 punktów, co sprawia, że słabszy od nich jest tylko przedostatni Widzew. O tak marnym wyniku decyduje przede wszystkim kiepska skuteczność – zaledwie 38 procent trafionych prób z gry. Nie raz i nie dwa trener Krzysztof Szewczyk denerwował się po przestrzelonych rzutach z czystych pozycji. W niedzielę nie tylko z dystansu, ale także spod kosza.
Większość zawodniczek ma także problem z ustabilizowaniem formy. Marta Jujka potrafiła zdobyć 19 punktów z Ostrovią, żeby z CCC nie trafić do kosza ani razu. Lepsze mecze słabszymi przeplatają także Kateryna Dorogobuzowa i Tess Madgen, a Agata Dobrowolska i Dorota Mistygacz wciąż nie pokazały, na co tak naprawdę je stać. Jak dotychczas największym zawodem jest jednak słaba dyspozycja Marty Mistygacz. Starsza z sióstr na parkiecie w BLK spędziła już blisko 45 minut, rzucając w tym czasie zaledwie dwa punkty, oba z osobistych. Póki co nie potwierdziła, że walka o nią z ŁKS Łódź miała sens.
Jedyna nadzieja, że lublinianki w końcu się przebudzą i w play-off zaprezentują już znacznie wyższą formę. Oby tylko nie trzeba było bić się w nich ze Ślęzą bądź Wisłą.