ROZMOWA Z Michałem Sikorą, trenerem koszykarzy Startu Lublin
- Jest pan pełnoprawnym szkoleniowcem Startu Lublin dopiero od kilku dni. Jak pan się czuje w tej roli?
– Przede wszystkim staram się pozbierać zespół, bo jest rozbity, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Należy odpowiednio zmotywować zawodników. Proszę jednak pamiętać, że nie jestem cudotwórcą i nie mam czarodziejskiej różdżki. Drużyna nagle nie zacznie wygrywać wszystkich spotkań. Wierzę jednak, że uda nam się odnieść jeszcze jakieś triumfy.
- Ze zmotywowaniem koszykarzy nie powinien mieć pan chyba problemu. Zawodnicy wielokrotnie podkreślali, że zna się pan na tym bardzo dobrze...
– Staram się wydobyć z nich, to co najlepsze. Mecze wygrywa się przede wszystkim charakterem. Nie można jednak zapominać o dobrym treningu.
- W Koszalinie zaskoczył pan wszystkich, wstawiając do pierwszej piątki Pawła Kowalskiego. Skąd taka decyzja?
– Chciałem zaskoczyć przeciwnika. Wiedziałem, że rywale nie mają zbyt wielu informacji o Pawle. W ataku zagrał dobrze, ale w obronie miał sporo problemów z zatrzymaniem Patrika Audy. Podobał mi się za to Alan Czujkowski, który zagrał na pozycji numer cztery. Nie jest wykluczone, że w przyszłości ponownie skorzystam z tego rozwiązania.
- Gdzie szukać przyczyn kryzysu Startu?
– W pierwszej rundzie mieliśmy olbrzymiego pecha, bo kilka spotkań przegraliśmy w samych końcówkach. Gdybyśmy wygrali z MKS Dąbrowa Górnicza czy z BM Slam Stal Ostrów Wielkopolski, to dzisiaj bylibyśmy wyżej w tabeli. Dusan Radović, który zastąpił na stanowisku trenera Pawła Turkiewicza, kompletnie zmienił system gry i treningów. Wydaje się, że nieco za mocno ćwiczyliśmy. Nie chcę jednak krytykować swojego poprzednika. Nie ma jednak co ukrywać, że chłopcom po tej serii porażek siadła psychika. Oni muszą uwierzyć w to, że potrafią wygrywać.
- Po meczu w Radomiu miałem jednak wrażenie, że zespół zagrał przeciwko Radoviciowi. Porażka 47:94 była jedną z bardziej haniebnych w historii klubu...
– Nie zgadzam się z twierdzeniem, że zespół grał przeciwko trenerowi. Wydaje mi się, że zawodnicy po prostu przestali mu ufać i wierzyć w jego filozofię gry.
- Kolejny mecz rozegracie dopiero 26 lutego. Waszym rywalem będzie Śląsk Wrocław, a zwycięstwo w tym spotkaniu może pozwolić wam awansować w tabeli Tauron Basket Ligi. Jak zamierza pan przygotować zespół do tego spotkania?
– W tym tygodniu skupiamy się przede wszystkim na obronie. W ostatnim czasie za mało pracowaliśmy nad udzielaniem pomocy w defensywie. Chcę to zmienić.
- Czy w tym meczu zagra Marcin Salamonik, który narzeka na ból pleców?
– Nie wiem. Mam nadzieję, że Marcin z każdym dniem będzie czuł się coraz lepiej.