GKS Bogdanka mógł zwyciężyć, ale Veljko Nikitović trafił w słupek. Mógł też przegrać, bo Grzegorz Pesio główkował w poprzeczkę. Ostatecznie spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem. Konkluzja? Jak najszybciej zapomnieć o tym meczu, ponieważ nie nadawał się do oglądania.
Ale w sobotę jej jedynym symptomem mogła być tylko obecność na trybunach Grzegorza Sandomierskiego, bramkarza Jagiellonii Białystok. – Nie zamierzamy go kupować – zażartował prezes Artur Kapelko. Jednak do śmiechu wcale mu nie było, bo "zielono-czarni” zaprezentowali się koszmarnie.
W sobotę w roli gospodarza wystąpił Dolcan, który ze względu na remont stadionu w Ząbkach poprosił o zmianę miejsca rozegrania spotkania. – Nasza lektura to "Ludzie bezdomni” Stefana Batorego.
Cały czas musimy trenować i grać na wyjazdach. Już się nawet do tego przyzwyczailiśmy – stwierdził trener rywali Robert Podoliński.
Na wyjazdach za to wciąż nie radzi sobie GKS, nawet jeśli chodzi o granie w... Łęcznej. W tej roli podopieczni Piotra Rzepki zdobyli w tym sezonie tylko jedenaście punktów.
W sobotę szkoleniowiec Bogdanki zdecydował się na wystawienie identycznego składu, ale do meczu z Flotą trudno było znaleźć jakieś podobieństwa. "Goście” grali wolno, jednostajnie i bezmyślnie, notowali też dużo strat. O pozytywach w grze ofensywnej można było zapomnieć, martwić się za to należało o defensywę.
W 20 min powinno być 1:0 dla Dolcanu, bo po "główce” Grzegorza Piesio piłka zatrzymała się na poprzeczce. A chwilę później błąd Petara Borovicanina mógł wykorzystać Damian Świerblewski. Na szczęście Sergiusz Prusak stał na posterunku.
Co na to łęcznianie? Maciej Humerski z czystym sumieniem mógł udać się na popołudniową drzemkę.
Pierwszy strzał w kierunku jego bramki – choć to ogromna przesada – poleciał w 33 min. Radosław Bartoszewicz kopnął mocno i bardzo dobrze, że po tej stronie boiska stała hala. W przeciwnym razie magazynier miałby poważny kłopot z doliczeniem się piłek. A kiedy spiker poinformował, że Zawisza przegrywa w Radzionkowie, któryś z kibiców krzyknął zachęcająco: Słyszeliście?! – Ja nie słyszałem – odparł później Tomas Pesir. Ale miał prawo, bo porzucony w ataku na pastwę losu, biegał od obrońcy do obrońcy, walcząc z nimi w powietrzu.
W przerwie w drużynie nie zaszły zmiany. Jedyną roszadą było przesunięcie do pomocy Veljko Nikitovicia i cofnięcie w jego miejsce Dawida Sołdeckiego. Było to dobre posunięcie, bo gra stała się trochę lepsza.
W 58 min szansę na gola miał Michał Zuber, ale na kolejne trzeba było poczekać aż do refleksji trenera. W drugiej części nic już zespołowi nie dawał Wojciech Łuczak i aż prosiło się, aby wpuścić drugiego napastnika – Adriana Paluchowskiego. Gdy tak się wreszcie stało, Nikitović uderzył piłkę głową w słupek, a Kamil Oziemczuk kopnął z bliska w bramkarza. I tyle. Mecz zakończył się sprawiedliwym remisem, który nie poprawił sytuacji żadnego z zespołów.
O ostatnim "widowisku” najlepiej jak najszybciej zapomnieć, podobnie jak o wcześniejszej wysokiej wygranej nad Flotą.
Dolcan Ząbki – GKS Bogdanka Łęczna 0:0
Dolcan: Humerski – Dybiec, Hirsz, Grzelak – Jakubik (81 Stańczyk), Osoliński, Chylaszek, Piesio, Świerblewski (75 Pulkowski) – Chwastek, Tataj (90 Zaniewski).
GKS: Prusak – Borovicanin, Magdoń, Nikitović, Pielorz – Zuber (59 Kusiak), Sołdecki, Łuczak (79 Paluchowski), Bartoszewicz, Renusz (85 Oziemczuk) – Pesir.
Żółte kartki: Hirsz (Dolcan) – Nikitović, Bartoszewicz, Pielorz (GKS). Sędziował: Rafał Rokosz (Katowice). Widzów: 1500.