Rozmowa z Damianem Czarnockim, koordynatorem ds. współpracy z kibicami w Górniku Łęczna
Jest pan zaskoczony, jak dużym echem odbiła się wizyta kibiców Ruchu Chorzów i Jagiellonii Białystok w Łęcznej?
– Poza tym, że kibice z Chorzowa i z Białegostoku, zamiast w klatce dla gości siedzieli na trybunach gospodarzy, nie zdarzyło się nic. Nie rozumiem zamieszania wokół tych spotkań.
Jedni i drudzy mieli zakazy wyjazdowe, a mimo tego zostali wpuszczeni na trybuny. Dobrze się stało?
– Oczywiście, że dobrze. Przecież kibice z Chorzowa, Białegostoku czy jakiejkolwiek innej miejscowości są wolnymi ludźmi. Przyjechali do Łęcznej na mecz, kupili bilet i obejrzeli spotkanie.
Wy jako kibice wspieracie braci po szalu. Z Ruchem się nie przyjaźnicie, a solidarnie z nimi staliście pod bramami i nie zaczęliście prowadzić dopingu, dokąd Niebiescy nie zostali wpuszczeni na stadion.
– Środowiska kibicowskie to na ogół niezwykle lojalni i uczciwi ludzie. Nie musimy się przyjaźnić, by wzajemnie okazywać sobie wsparcie w takich sytuacjach.
Uzgadnialiście to wcześniej czy wyszło spontanicznie?
– Postrzegam to bardziej jako naturalny odruch. Gest solidarności.
Przewodniczący Komisji Ligi powiedział nam: „Kara jest nakładana na klub i dotyczy zakazu organizowania wyjazdów „zorganizowanych” grup kibiców, tj. m.in. grup prowadzących zorganizowany doping z sektora przeznaczonego dla kibiców drużyny przyjezdnej”. Nie sądzi pan, że to trochę mydlenie oczu, bo w rzeczywistości komisja jest bezradna w takich sytuacjach?
– Postawmy sprawę jasno. Zgodnie z literą prawa bezradna jest zarówno Komisja Ligi, kluby, jak i policja, bo zakazy nakładane na kluby są na mocy prawa związkowego. Natomiast nikt nie może Kowalskiemu czy Nowakowi zabronić, o ile nie posiada zakazu stadionowego, wsiąść w samochód prywatny, pojechać do miasta X, kupić w kasie bilet na mecz i wejść na stadion. Oczywiście po wypełnieniu absurdalnej procedury, czyli pozostawienia swojego imienia, nazwiska, nr PESEL i wizerunku. Zmienną pozostaje jedynie to, ilu takich Kowalskich czy Nowaków zechce pojechać.
Sprawą zainteresowała się natomiast policja, która wszczęła postępowanie przygotowawcze odnośnie meczu z Jagiellonią. Mogło dojść wówczas do jakichś nieprawidłowości?
– Tych spraw nie komentuję, wierzę natomiast w zdrowy rozsądek z obu stron.
Kara dla Ruchu był najsurowszą od lat w polskiej piłce, a tymczasem Niebiescy byli w Łęcznej, w najbliższy weekend będą w Gliwicach. Nie ma obawy, że kibice widząc, że tak naprawdę są bezkarni będą rozrabiali na trybunach?
– Będą w Gliwicach i zakładam, że jeśli wyrażą taką chęć, będą na wszystkich pozostałych jedenastu spotkaniach, na które otrzymali zakaz.
A wyobraża pan sobie sytuację, że Ruch mimo wzajemnych animozji na podobnych zasadach jedzie na mecz z Legią albo Górnikiem Zabrze?
– Będziemy mieli okazję sprawdzić w 23 i 24 kolejce rozgrywek.
Za przewinienia kilkudziesięciu osób cierpi większa grupa kibiców. Odpowiedzialność zbiorowa to w ogóle dobry pomysł? Jak inaczej karać?
– Odpowiedzialność zbiorowa jest w Polsce zabroniona, a mimo wszystko stosowana na wszelkich szczeblach, od władz klubów, przez policję, Komisję Ligi, na wojewodach kończąc. Co do drugiej części pytania – zanim zaczniemy myśleć jak karać, pomyślmy karać w myśl czego? Obecna ustawa o bezpieczeństwie imprez masowych była szykowana, by opanować w Polsce chuligaństwo przed EURO 2012. Te przepisy dzisiaj w większości przypadków są oderwane od rzeczywistości. Mieliśmy ostatnio do czynienia z nowelizacją, która dodatkowo zaostrza i tak przesadzone już przepisy dotyczące kibiców.
Poprawki weszły w życie w tym tygodniu. Co tak naprawdę zmieniają?
– W ustawie zapisano zmiany ułatwiające klubom organizowanie imprez, między innymi zdjęcie z klubu obowiązku gromadzenia wizerunku kibiców. Są też regulacje dotyczące powrotu do „legalności” miejsc stojących na stadionach. Mamy też do czynienia z absurdem, w myśl którego za czyn o charakterze chuligańskim można otrzymać zakaz stadionowy, nawet jeśli czyn w żaden sposób nie ma związku z meczem.
Kara na Ruch została nałożona za rozróby na stadionie w Krakowie, ale często kluby karane są także za używanie środków pirotechnicznych. To kontrowersyjny temat, bo nawet prezes Zbigniew Boniek jest za racami.
– Nie wystarczy za czymś być, trzeba jeszcze coś w tym kierunku robić. A kto może mieć większy wpływ na pirotechnikę na stadionach niż zaprzyjaźniony z władzami UEFA prezes PZPN? Poza tym kibice wcale nie oczekują legalizacji pirotechniki, tylko jej depenalizacji. Dzisiaj za racę na meczu można trafić na trzy miesiące bezwzględnego aresztu. Za potrącenie pieszego na przejściu po czynnościach wraca się do domu. Pytanie, co stanowi większe zagrożenie?