Rozmowa z Franciszkiem Smudą, szkoleniowcem Górnika Łęczna
Dwa obozy za wami, udało się zrealizować wszystko, co sobie zaplanowaliście?
– Dwa fajne obozy. Muszę powiedzieć, że byłem zadowolony z tych obozów. Były dobre warunki, nie było problemów z kontuzjami, bo tylko jeden uraz się przyplątał. Udało nam się zrealizować wszystko, co sobie założyliśmy. Ale wróciliśmy do domu i muszę powiedzieć, że ten tydzień jest dramatyczny. Warunki są katastrofalne. Musimy trenować w hali, bo boiska są zmrożone, piłkarze się ślizgają, to po prostu niebezpieczne.
Jak bardzo przenosiny z ciepłej Hiszpanii do mroźnej Polski utrudniają wam przygotowania do meczu z Zagłębiem Lubin?
– To zimno to jeszcze można by przełknąć. Brak nawierzchni, na której moglibyśmy trenować, to znacznie poważniejszy problem.
Wyobraża pan sobie taką sytuację, że spotkanie z Zagłębiem się odbędzie, a wy nie odbędziecie wcześniej ani jednego treningu na boisku?
– Taka sytuacja może być. W nocy ze środy na czwartek zapowiadają mróz i śnieg, w dzień to samo. Znów będziemy musieli trenować na hali.
W tej sytuacji chciałby pan, żeby mecz został przełożony?
– Ja osobiście wolałbym, żeby tego spotkania nie było w sobotę. To nie ode mnie zależy oczywiście, ale jeśli ten mecz się odbędzie, to będzie dla nas trudny, bo przy takim mrozie na pewno nie przyjdą kibice. To jest raz, a dwa, że granie w takim mrozie to też jest dla piłkarzy utrudnienie. Nie mamy jednak wyboru i na tyle, na ile to możliwe, normalnie przygotowujemy się do meczu.
Ta jedna kontuzja, o której pan mówił, to uraz Szymona Drewniaka, który nie grał w trzech ostatnich sparingach?
– Ma problem z kostką. Nie wiadomo, kiedy wróci. To może i trzy miesiące trwać. Niby ma być do gry za cztery tygodnie, ale czy cztery tygodnie to będzie, nie wiem.
To był zawodnik, którego szykował pan do gry w podstawowym składzie?
– Oczywiście.
Kto zagra za niego?
– Są możliwości. Jest Danielewicz, jest Piesio. Zobaczymy, na kogo postawię.
Ma pan już w głowie wyjściową jedenastkę?
– Naturalnie.
Kto między słupkami? Bo po zimowym okresie przygotowawczym numerem jeden wydaje się być Wojciech Małecki. Sergiusz Prusak zagrał w siedmiu sparingach tylko 45 minut.
– To pytanie do Arka Onyszki. Ja w sprawach golkiperów zawsze zostawiałem decyzję trenerowi bramkarzy. Uważam, że tak powinno być. To on z nimi na co dzień trenuje, zna się na ich błędach. Ja się nie znam. Jak ktoś „podpachówkę” jakąś puści, to wiem, że jest źle. Ale żeby się lepiej na tym znać, to musi być fachowiec.
Josimar Atoche dołączył do was przed kilkoma dniami. Jest przygotowany pod względem fizycznym?
– Nie wiem, nie mamy tego jak sprawdzić w obecnych warunkach. On twierdzi, że tak, bo normalnie przygotowywał się do sezonu, a oni w Peru zaczynają ligę podobnie, jak my.
Zagra w sobotę?
– Nie ma szans, żebyśmy go zgłosili na czas.
Nawet bez niego ma pan w składzie czterech zawodników spoza Unii Europejskiej, a na boisku może jednocześnie przebywać tylko dwóch.
– Ja tu jestem po to, żeby – zresztą tak z prezesem uzgadnialiśmy naszą umowę – zbudować, z tych piłkarzy, którzy są w kadrze zespół już na przyszłość. Nie to, że już teraz obecnie gramy tym zespołem, ale żeby był już przygotowany do nowego sezonu od lipca.
Czyli nie jest to dla pana żadnym problemem?
– Nie ma problemu.