fot. Przemysław Gąbka/gornik.leczna.pl
Dzisiaj o godz. 20.30 Górnik Łęczna zmierzy się z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Tym spotkaniem zielono-czarni pożegnają się z własną publicznością.
Do zakończenia sezonu pozostały już tylko dwie kolejki. Górnik Łęczna z 21 punktami na koncie plasuje się tuż nad strefą spadkową i przy odrobinie szczęścia już dzisiaj może zapewnić sobie utrzymanie w ekstraklasie. Najważniejszy warunek, jaki musi zostać spełniony, to zwycięstwo nad Podbeskidziem Bielsko-Biała. Ale trzeba liczyć też, że odpowiednio ułożą się wyniki w innych spotkaniach. Zielono-czarni potrzebują porażki Górnika Zabrze lub Termaliki Bruk-Bet Nieciecza albo remisów obu tych zespołów.
Sytuacja łęcznian byłaby jeszcze lepsza, gdyby w ostatnim spotkaniu Bartosz Śpiączka wykorzystał rzut karny. Grzegorz Kasprzik odbił jednak jego uderzenie i Górnicze derby zakończyły się bezbramkowym remisem.
– Mogliśmy strzelić gola i wygrać mecz. Mieliśmy rzut karny. Rzut karny to jest wiadomo, nawet nie stuprocentowa, ale dwustuprocentowa sytuacja. Nie udało się strzelić, ale taki jest futbol. Nie możemy teraz się załamywać czy mieć do kogokolwiek pretensji, tylko zakasać rękawy, bo czeka nas mecz z Podbeskidziem. Jeżeli wygramy, a wyniki inne dobrze się ułożą, to daje nam to utrzymanie. Mam nadzieję, że tak, jak z Górnikiem, tak z Podbeskidziem zagramy mądrze, na zero z tyłu, a z przodu coś wpadnie – mówi Jan Bednarek, pomocnik łęcznian.
– Trzeba grać do końca. Mamy jeszcze dwa mecze, nic straconego. W naszej sytuacji, w sytuacji wszystkich drużyn, które walczą o utrzymanie tylko zwycięstwo przynosi, że tak powiem, obwite plony. Będziemy walczyli na pewno. Nic innego nam nie pozostało. Mamy dwa mecze, mamy mecz u siebie, musimy wykorzystać własne boisko i troszeczkę z chłodniejszą głową patrzeć w przód – dodaje jego klubowy kolega Przemysław Pitry.
Do dzisiejszego spotkania zielono-czarni przystąpią w najmocniejszym możliwym zestawieniu. Sztab szkoleniowy ma do dyspozycji wszystkich kluczowych zawodników. Kilku jest co prawda nieco poobijanych po sobotnim meczu, ale ich występ nie jest zagrożony.
Oczy kibiców będą dziś zwrócone przede wszystkim na ofensywnych graczy, którzy w ostatnim czasie nie błyszczeli formą. W jedenastu kolejnych spotkaniach udało się strzelić zaledwie cztery bramki. Grzegorzowie Bonin i Piesio, którzy jesienią strzelali jak na zawołanie, na kolejne trafienia czekają aż od grudnia. W tej sytuacji trener Andrzej Rybarski musi poważnie się zastanowić, czy nie dać kolejnej szansy niesfornemu Jakubowi Świerczokowi.