Motor w poniedziałek zanotował czwarte zwycięstwo z rzędu. Tym razem pokonał u siebie Radomiaka 1:0. Jak spotkanie oceniają trenerzy obu drużyn?
Bruno Baltazar (Radomiak)
– Motor dobrze rozpoczął mecz, sprawili nam sporo problemów przez pierwsze 30 minut poprzez agresywny pressing nie mieliśmy tyle piłki, ile chcieliśmy mieć. Nie wypracowali sobie dogodnych sytuacji, ale strzelili bramkę z rzutu rożnego. W pierwszej połowie my też nie mieliśmy dogodnych okazji, przypominam sobie jedną. W drugiej połowie dokonaliśmy kilku zmian taktycznych, to były szczegóły, ale bardzo istotne, bo musieliśmy w jakiś sposób zareagować. Graliśmy zdecydowanie lepiej i mieliśmy swoje okazje, które tworzyliśmy poprzez grę dwoma skrzydłami, ale i środkiem. Zabrakło nam spokoju pod bramką przeciwnika. Bramkarz Motoru świetnie obronił strzał Roberta Alvesa z rzutu wolnego i ostatecznie przegraliśmy. Po porażce ze Stalą Mielec chcieliśmy pozytywnie odpowiedzieć, ale się nie udało. Podziękowania dla naszych kibiców, którzy nas wspierali. Jesteśmy w tabeli na miejscu, w którym nie chcieliśmy być. Czy podam się do dymisji? Nie. Jeżeli poczuję, że piłkarze nie są już ze mną i że straciłem szatnię, to wtedy natychmiast podejmę taką decyzję. Wiem jednak, jak pracujemy, nie można nic złego powiedzieć o naszym zaangażowaniu i poświęceniu, robimy wszystko, żeby pomóc zespołowi. We wtorek będę rozmawiał z prezesem, jak po każdym meczu i przeanalizujemy sytuację względem przyszłości, najważniejsze jest dobro Radomiaka, a nie Bruno Baltazara.
Mateusz Stolarski (Motor Lublin)
– Uważam, że przede wszystkim naszą bardzo mocną stroną jest to, że potrafimy wykorzystać ten stan euforii, który jest wokół drużyny i dobrych wyników, tą pozytywną energię. Potrafimy ją wykorzystać, żeby jeszcze bardziej na boisku zająć się zadaniami i być zdyscyplinowanym, zrobić kolejny krok, kolejną sytuację i akcję. Także oglądając z boku moich zawodników nie widzę, że ta pozytywna euforia pcha nas, że gramy bardzo widowiskowo, ale nieodpowiedzialnie, tylko wręcz przeciwnie. My potrafimy grać widowiskowo i pchać się dobrą energią do przodu, ale nasze zachowania i nasze myślenie o tym, co może się wydarzyć po stracie piłki lub jak jej nie mamy jest rozsądne. Zaczęliśmy serię po dwóch porażkach, kiedy traciliśmy dużo bramek. Potem wygrywaliśmy, ale nadal traciliśmy za dużo goli. Teraz idziemy dalej, wygrywamy i dodatkowo neutralizujemy przeciwnika. Uważam, że Radomiak miał dwie sytuacje, z których mógł wycisnąć więcej. Jeżeli na 90 mamy wybronić dwie sytuacje i dopuścić tylko do dwóch sytuacji, to jestem z tego bardzo zadowolony. Nie skończył się rok, jest ostatni rozdział w Częstochowie i pojedziemy tam wygrać, dlatego, że ten zespół pokonał tyle przeciwności, że gdybym powiedział, że musimy mieć chłodne głowy i zobaczymy co się wydarzy, to wstrzymałbym ten entuzjazm. Ja widzę w szatni, że piłkarze chcą iść po więcej, a ja nie zamierzam ich blokować, chcę ich popchać dalej.
Większa kontrola w pierwszej połowie...
– Obie połowy różniły się tym, że w pierwszej nie tworzyliśmy sytuacji mimo że mieliśmy kontrolę. W drugiej mieliśmy 10 minut, w których nie byliśmy sobą, a przeciwnik przejął inicjatywę, ale tworzyliśmy znacznie więcej okazji bramkowych. Jeżeli miałbym wybierać, co jest bardziej optymalne, to zdecydowanie druga część spotkania, gdzie kreowaliśmy sytuacje, atakowaliśmy i byliśmy bardziej agresywni po minięciu pierwszej linii pressingu przeciwnika. Druga część powodowała więcej niedokładności, bo chcieliśmy być odważniejsi i iść do przodu. Przez to straciliśmy parę piłek. Po minięciu pressingu stworzyliśmy jednak więcej sytuacji.
– W pierwszych minutach Radomiak podszedł do nas ze zbyt dużym respektem, nie chciał nas atakować na naszej połowie, więc mieliśmy bardzo mało miejsca za linią obrony przeciwnika. Postanowiliśmy, że spróbujemy ich wciągnąć na naszą połowę, czyli dłużej będziemy utrzymywać piłkę przy stoperach i jeszcze bardziej ryzykować dwoma-trzema podaniami. Przeciągnęliśmy ich i po minięciu pierwszej linii pressingu było już więcej miejsca, bo obrona automatycznie była ustawiona wyżej. Wydaje mi się, że to było ryzykowne, ale jednak skuteczne.
Jak pan ocenia swój zespół?
– Zawsze powiem, że są niedociągnięcia i że trzeba twardo stąpać po ziemi. Zarówno jak się wygrywa, jak i przegrywa. Trzeba rzetelnie oceniać mecz. Motor był wyrachowany i dojrzały, a jednocześnie utrzymał swój styl gry. Czasem nam się zarzuca, że za mocno ryzykujemy, że wdajemy się w niepotrzebną wymianę podań na naszej połowie. Ja widziałem, że potrafimy kontrolować mecz poprzez nasz styl. Oczywiście, było 10 słabszych minut i będziemy to analizować. Postęp jednak jest, bo ten okres był krótszy niż w Lubinie. Przeciwnik tworzył bardziej po stałych niż z gry. To taka sama sytuacja, ale bez piłki kontrolowaliśmy ten mecz lepiej z Zagłębiem w tym słabszym momencie.
Zmiany...
– Zmiany w przodzie miały podnieść pressing, dlatego zmieniliśmy skrzydłowych, zmiana Pawła też zrobiła swoje. Rudi powinien się zachować lepiej w dwóch sytuacjach, ale jego celem było to, żeby Rocha nie doszedł do sytuacji, miał go trzymać w krótkim dystansie i utrudniać my wybicie w powietrze. Chcieliśmy go blokować w momencie budowania pozycji. Wiemy, że jest doskonałym napastnikiem, że jeżeli już wyjdzie w powietrze, to z jego zasięgiem nie będziemy w stanie go złapać. Kiki generował sytuacje, oczywiście miał dwie-trzy straty, ale ofensywny pomocnik musi ryzykować.