Dwadzieścia dziewięć lat i blisko sześć miesięcy to średnia wieku wyjściowej jedenastki Górnika Łęczna z ostatniego ligowego spotkania z Lechem Poznań. W całej T-Mobile Ekstraklasie nie ma drugiej równie zaawansowanej wiekowo ekipy. Jakby tego było mało, w składzie zielono-czarnych próżno szukać klubowych wychowanków.
W tym sezonie żaden z nich nie zagrał nawet minuty. Trudno jednak, żeby było inaczej, skoro Bartosz Wiązowski od miesięcy zmaga się z kontuzjami, a odstrzelony przez Jurija Szatałowa Michał Paluch musi szukać swojego miejsca na wypożyczeniach w klubach z niższych lig.
Zdolnych juniorów, pukających do bram pierwszego zespołu do tej pory nie było widać. W końcu rosyjski szkoleniowiec zdecydował się jednak dać szansę jednemu z nich i tak do ekstraklasowej drużyny trafił Miłosz Turewicz. Na razie tylko na tydzień, ale dobre i to.
– Bardzo się cieszę, że będę miał możliwość sprawdzenia się w treningu z kolegami z pierwszej drużyny. To dobry bodziec do dalszego rozwoju – przyznał 18-latek.
Turewicz to wychowanek Górnika Łęczna. Cały poprzedni sezon spędził w Górniku Zabrze, z którym wywalczył wicemistrzostwo Polski do lat 17. Potem wrócił do regionu i pół roku występował w Centralnej Lidze Juniorów w barwach Motoru Lublin. Od stycznia 2015 z powrotem jest zawodnikiem Górnika. Do tej pory występował w drugiej drużynie, ale przez najbliższy tydzień będzie ćwiczył z Grzegorzem Boninem i spółką.
– W ostatnim okresie Miłosz wyróżniał się w drugiej drużynie, dlatego dostał zaproszenie do pierwszego zespołu. Mam nadzieję, że to będzie bodźcem do pracy dla niego i jego rówieśników – powiedział Maciej Grzywa, trener II zespołu.
Uzdolnionego zawodnika komplementuje także trener drużyn juniorskich Sławomir Pogonowski. – Miłosza pamiętam jeszcze z czasów, jak prowadziłem drużynę rocznika 1994. Przesunęliśmy kilku chłopców z urodzonych w 1997 roku do drużyny występującej w Makrolidze, w tym właśnie Miłosza. Już wtedy był dobrze zapowiadającym się zawodnikiem – zapewnił szkoleniowiec.