ROZMOWA Z Przemysławem Pitrym, piłkarzem Górnika Łęczna
Od wielu lat zna pan Franciszka Smudę, więc zdaje pan sobie sprawę, że to szkoleniowiec, który potrafi zaskoczyć, jak mało kto. Ale tego, że w wieku 35 lat przesunie pana na środek obrony, chyba się pan nie spodziewał.
– Takie jest życie piłkarza. Czasem trzeba się dostosować. Wiadomo, pewna nowość była, bo cała moja dotychczasowa przygoda z piłką związana była z grą ofensywną, a teraz zostałem ustawiony z tyłu. Cieszę się, że nie było totalnej klapy.
Mało powiedziane. W roli stopera zadebiutował pan w starciu z rozpędzonym Lechem Poznań i zdał pan ten trudny egzamin śpiewająco. Kolejorz po raz pierwszy na wiosnę zakończył mecz bez gola, a pan został bardzo pozytywnie oceniony przez ekspertów.
– Można się z tego tylko cieszyć. Z indywidualnych laurek również, ale przede wszystkim z wyniku zespołu. Wiadomo, jechaliśmy na mecz ze znajdującym się w świetnej formie, walczącym o mistrzostwo Lechem, przy dużej publiczności, nikt na nas nie stawiał. Tymczasem zagraliśmy dobre spotkanie, nie straciliśmy gola, a przy odrobinie szczęścia mogliśmy pokusić się o jeszcze większą niespodziankę.
Jak czuł się pan na nowej pozycji?
– Obrona to inne zachowania niż atak. Zdajemy sobie sprawę, że za naszymi plecami nie ma nikogo, każdy błąd może mieć kolosalne konsekwencje, więc nie można ani na chwilę stracić koncentracji. Ja na tym właśnie się skupiałem. Starałem się zachować także spokój, bo nerwy nie są nigdy dobrym doradcą.
Trener Smuda twierdzi, że nie miał cienia wątpliwości, że pan sobie poradzi.
– Dla zawodnika to zawsze miłe, gdy trener w niego wierzy. Wiadomo jednak, że nie wszedłem do gry na środku obrony z marszu. Byłem przygotowywany na to właściwie od wtorku, od momentu, gdy dowiedzieliśmy się o urazie Maćka Szmatiuka. Ten czas na adaptację był mi bardzo potrzebny, choć wiadomo, że przez tydzień wszystkiego się nie wypracuje. Muszę cały czas pracować nad tym, żeby być przydatnym w obronie, cały czas się doskonalić.
To laurek ciąg dalszy. „Jeszcze gdy pracowałem z nim w Lechu, przekonałem się, że to zawodnik kompletny, który ma wszystko. Posiada technikę użytkową, potrafi grać głową i dysponuje niezłym uderzeniem”. To słowa trenera na pana temat.
– I co, mam to skomentować?
Dokładnie tak.
– Nie no, nie będę tego robić. Niech oceniają mnie inni. Ale takie słowa z ust trenera na pewno są nobilitujące i muszę zrobić wszystko, żeby taką opinię na mój temat podtrzymać.
Przesunięcie do obrony może być sposobem na przedłużenie kariery w ekstraklasie? Zawsze słynął pan z ambicji, waleczności. To cechy, które wciąż pan posiada, a wiadomo, że szybkość, dynamika wraz z wiekiem uciekają. W defensywie nie są tak potrzebne, jak w ataku.
– Nie wiem, czy nie są potrzebne. Przecież jeśli napastnicy są szybcy, obrońcy również muszą być, żeby za nimi nadążyć. No, ale nie każdy jest na szczęście tak szybki, jak Bartek Śpiączka. Zresztą, ja fizycznie czuję się bardzo dobrze, nie patrzę w kalendarz, bo wciąż mam siłę i dynamikę. A pewne braki jeśli są, wiadomo, trzeba nadrabiać zadziornością.
Będzie miał pan teraz trochę czasu, żeby jeszcze lepiej przystosować się do gry w obronie, bo jesteśmy w trakcie dwutygodniowej przerwy na reprezentację. Żałujecie, że przyszła akurat w momencie, gdy zatrzymaliście Lecha?
– Wydaje mi się, że to nie tylko kwestia meczu z Lechem. Dobrze graliśmy wcześniej także z Pogonią Szczecin i Zagłębiem Lubin. Jeden mecz przegraliśmy, drugi zremisowaliśmy, ale w obu można było pokusić się o zwycięstwa. Idziemy w dobrym kierunku, ale musimy pracować nad tym, żeby te punkty gromadzić, bo mocno ich nam brakuje. Nie ma co żałować, że przerwa przyszła właśnie teraz, bo za kilka dni, jak solidnie popracujemy, możemy być w jeszcze lepszej dyspozycji. Jeśli teraz mocno potrenujemy, będziemy mieć siły na dalszyą część sezonu. Tych kolejek zostało jeszcze całkiem sporo, więc wiele może się jeszcze wydarzyć.
Górnik Łęczna w ekstraklasie w sezonie 2017/18 to wciąż realny scenariusz?
– Oczywiście. Wierzę w to ja indywidualnie i wierzy cała drużyna. Jestem przekonany, że się utrzymamy.