- Dajemy z siebie wszystko, pracujemy na pełnych obrotach, ale to Matka Natura rozdaje karty. Wszystko w jej rękach - mówi Sebastian Sadź, greenkeeper Areny Lublin
- Jakie są szanse na to, żeby Górnik Łęczna w sobotę zagrał z Zagłębiem Lubin na Arenie Lublin?
– Robimy wszystko, żeby ten mecz mógł odbyć się zgodnie z planem. Ja na początku tygodnia byłem na kongresie greenkeeperów polskich, ale moi chłopcy cały czas pracują w pocie czoła na mrozie. System podgrzewania murawy pracuje od 16 stycznia. Utrzymujemy temperaturę w masie korzeniowej w wysokości 10 stopni Celsjusza. Nie możemy jej podnieść, bo boję się, żeby nie spalić murawy. We wtorek przykryliśmy murawę agrowłókniną 50-gramową i udaje nam się pomału odmrażać ten lód z blaszek trawy.
- Nic więcej nie da się zrobić?
– Wyciągnąłem najcięższe działa, jakie mam w postaci tej agrowłókniny. Liczę na to, że biologia gleby, którą mam, dzięki produktom, na których pracuję, obroni mnie. Dajemy z siebie wszystko, pracujemy na pełnych obrotach, ale to Matka Natura rozdaje karty. Wszystko w jej rękach. Jeżeli temperatury nie spadną, może się udać, ale jakikolwiek większy przymrozek stawia powodzenie całej akcji pod olbrzymim znakiem zapytania. Mam związane ręce. Nie mogę zastosować żadnego środka, żadnego nawozu dolistnego czy posypowego, żeby jakoś rozbudzić tę wegetację, żeby się wspomóc. Rozwiązaniem byłyby specjalne lampy do nagrzewania murawy, ale nie stać nas na nie. To olbrzymi koszt. Taką technologią dysponują tylko trzy kluby w Polsce.
- Jak wygląda sytuacja w innych miastach?
– Problemy z przygotowaniem płyty mają także w Poznaniu. U nich jest troszeczkę lepszy ten mikroklimat, ale znowu kubatura stadionu utrudnia pielęgnacje. Tylko, że oni korzystają z lamp, dzięki czemu zdecydowanie łatwiej będzie rozmrozić górną warstwę nawierzchni. W najgorszej sytuacji jesteśmy my i Jagiellonia, ale ona akurat w pierwszej kolejce gra na wyjeździe. Lublin i Białystok to najbardziej wysunięte na wschód ośrodki w ekstraklasie. Tak naprawdę jeszcze nawet w kwietniu możemy spodziewać się anomalii pogodowych. W innych rejonach jest cieplej, mają łatwiej.
- Murawa na Arenie Lublin od nowości nie była jeszcze wymieniana ani razu...
– Mamy super trawę i dotychczas udawało się utrzymać ją w jak najlepszej jakości. W ubiegłym roku miałem 60 imprez piłkarskich, cztery duże koncerty i dwa mniejsze. Do tego dwa mecze rugby i mecz futbolu amerykańskiego. I mimo tego udawało się utrzymać doskonałą kulturę i formę trawy. A teraz... Marwię się, bo jesteśmy obwarowani pewnymi obostrzeniami z FIFA, z UEFA i z PZPN w związku z Euro. Ale nie jestem Bogiem, nie mam wpływu na pewne rzeczy.
- To jest ta sama nawierzchnia, na której w czerwcu odbędą się Młodzieżowe Mistrzostwa Europy? Nie będzie zmieniana przed turniejem?
– Nie będzie zmieniana, nie było takich planów. Ja wszystko starałem się robić, żeby utrzymać ją w jak najlepszym stanie. Po 12 grudnia, po ostatnim meczu Górnika z Termaliką weszliśmy z bardzo dobrą jakością trawy w sezon zimowy. Ale ten towarzyski mecz drużyny z Łęcznej z Radomiakiem, który odbył się przy temperaturze -3,5 stopnia, sprawił, że murawa uległa częściowej degradacji. Kolejne spotkanie przy tak niskich temperaturach jeszcze bardziej pogorszyłoby jej stan.
- Czyli dla jakości murawy byłoby lepiej, żeby ten mecz został przełożony?
– Ja bym ku temu się skłaniał.
- Jakie mogą być konsekwencje, jeśli Ekstraklasa SA się nie zgodzi?
– Jeżeli zdejmiemy agrowłókninę i wilgoć w powietrzu, bądź tą, która pozostanie na masie listnej murawy, zetnie mróz i wbiegną gracze, to będzie praktycznie 90-procentowa destrukcja murawy. Ja do wiosny nie zrobię nic. To się może skończyć wymianą murawy bądź później jakimiś kosztownymi zabiegami dodatkowymi.