W środę udało się zdobyć pierwszy punkt na wiosnę, ale wielkiej radości w Puławach po remisie z Legionovią nie ma. Trudno się dziwić. Drużyna, która miała się włączyć do walki o czołowe lokaty na razie zawodzi. Na szczęście już w sobotę podopieczni Bohdana Bławackiego zmierzą się u siebie z Błękitnymi Stargard (godz. 16)
Mimo kolejnej straty punktów w starciu z zespołem ze strefy spadkowej można z optymizmem czekać na kolejne mecze. Wreszcie Duma Powiśla potrafiła dominować i stworzyć sobie sporo sytuacji. Obijała poprzeczkę (dwa razy po strzałach Jakuba Poznańskiego), słupek (uderzenie Roberta Hirsza), a na dodatek Irakli Meskhia znowu tylko chwilę cieszył się z gola, bo arbiter dopatrzyć się pozycji spalonej i bramki nie uznał. Były też całkiem klarowne okazje Sylwestra Patejuka. Niestety, nic już do siatki przeciwnika nie wpadło. Remisu szkoda tym bardziej, że Legionovia przegrała wcześniej aż osiem razy z rzędu i wydawała się idealnym rywalem na przełamanie.
– Mamy olbrzymi niedosyt po spotkaniu w Legionowie. Rozegraliśmy jeden z najlepszych meczów od dłuższego czasu. Mieliśmy mnóstwo okazji, ale nie udało się wygrać – mówi Mateusz Pielach. – Potrzebujemy jednego zwycięstwa, żeby pójść do przodu i znowu uwierzyć w nasze możliwości. Mam nadzieję, że przełamanie przyjdzie, jak najszybciej. W tej lidze nie ma łatwych przeciwników i przede wszystkim trzeba włożyć w każde zawody maksimum ambicji, walki i zaangażowania – dodaje obrońca ekipy z Puław.
Błękitni w trzech meczach wywalczyli do tej pory cztery punkty. Zaczęli wiosnę niemrawo od remisu i porażki, ale w środę niespodziewanie pokonali na własnym stadionie lidera – GKS Jastrzębie 1:0. A to na pewno mocno poprawi morale w zespole najbliższego rywala. Wisła pozostaje za to jedną z czterech drużyn, która w 2018 roku nie wywalczyła jeszcze kompletu punktów.
– Myślę, że jakieś fatum wisi nad naszym zespołem. Cały rok nie możemy wygrać na wyjeździe. W pierwszej połowie mieliśmy tyle sytuacje, w tym poprzeczki, nieuznaną bramkę. W drugiej połowie też mieliśmy okazję. Nie potrafię też zrozumieć, jak mogliśmy stracić gola. Walka była jednak do końca i za to gratuluję chłopakom – oceniał środowe zawody trener Bławacki. – Nie wszyscy zagrali równo. Zawodnicy, którzy weszli na zmiany poza Piotrkiem Zmorzyńskim nie mogli złapać odpowiedniego rytmu i tempa gry. Troszeczkę niedobrze to wychodziło. Punkt to jednak punkt. W sobotę czeka nas już kolejne spotkanie przeciwko Błękitnym i musimy zagrać trochę inaczej. Piotr Żemło poprosił o zmianę, bo poczuł ból w „dwójce”, a ja mam pretensje do jednego, czy dwóch graczy. Musimy jednak wszystko przeanalizować i dobrać odpowiednią taktykę na sobotę – dodaje szkoleniowiec zespołu z Puław.
Możliwe, że kolegom w ataku będą mogli już pomóc: Jakub Smektała i Niklas Zulciak.