Mimo porażki na inaugurację ze Zniczem Pruszków Motor z optymizmem patrzy w przyszłość. – Gra była pozytywna, ogólnie mecz trzeba uznać za dobry, ale są pewne rzeczy, które musimy poprawić – mówi Tomasz Jasik, drugi trener ekipy z Lublina
Kibice żółto-biało-niebieskich na ponowny występ swoich pupili w II lidze czekali trochę ponad sześć lat. Na trybunach Areny Lublin pojawiło się 3,5 tysiąca fanów.
Wszyscy od pierwszego gwizdka oglądali całkiem niezłą grę gospodarzy. Podopieczni Mirosława Hajdy zaczęli ofensywnie i szybko mieli swoje szanse. Nie udało się ich jednak wykorzystać.
Po kilkunastu minutach do głosu zaczęli dochodzić także piłkarze z Pruszkowa. Wygrywali sporo pojedynków jeden na jeden i byli groźni w kontrach. W 19 minucie objęli prowadzenie, a tuż przed przerwą podwyższyli na 2:0. Obu goli można było uniknąć. Zwłaszcza przy drugim strzelający Patryk Kubicki miał sporo szczęścia, bo jego uderzenie idealnie odbiło się od Rafała Grodzickiego. Gdyby nie to, piłka nie poleciałaby nawet w bramkę.
– W naszej ocenie pierwszy kwadrans był naprawdę bardzo dobry. Mieliśmy trzy sytuacje. I chyba ten dobry początek za bardzo nas uspokoił. Koncentracja trochę spadła i straciliśmy bramkę. W zasadzie to była pierwsza groźna akcja Znicza. Utrudniło nam to działania, bo musieliśmy grać na większym ryzyku. Drugi gol dla rywali padł po szybkim ataku i przegranym pojedynku w środku boiska. Wiadomo, że w tym momencie musieliśmy jeszcze bardziej zaryzykować, a przez to wkradło się trochę nerwowości i niedokładności. Zabrakło spokoju pod bramką przeciwnika – ocenia trener Jasik.
Przyznaje też, że drużyna doskonale zdaje sobie sprawę, co trzeba będzie poprawić. – Skuteczność zarówno w defensywie, jak i ofensywie musi być lepsza. W ataku był pomysł, ale zabrakło wykończenia i lepszego podania. Przez to nie udało się już dogonić przeciwnika. Uważamy jednak, że podstawa i fundament gry jest i to bardzo dobry. Mecz mógł się podobać, a nad resztą trzeba będzie jeszcze popracować – dodaje drugi szkoleniowiec żółto-biało-niebieskich.
Już w przerwie Motor zdecydował się na zmiany bocznych obrońców. Z boiska zeszli: Michał Król i Paweł Moskwik, a na murawie pojawili się: Marcin Michota oraz Michał Bogacz. I wiele osób, które oglądały spotkanie musi przyznać, że po przerwie gra na bokach defensywy wyglądała lepiej. Kto w takim razie zagra w kolejnym meczu przeciwko Olimpii Elbląg?
– Jest jeszcze stanowczo za wcześniej na takie decyzje. W środę mamy jeszcze grę wewnętrzną, a przed nami także analiza przeciwnika. O składzie zdecydujemy w czwartek-piątek. Wpuściliśmy na boisko Marcina, bo naprawdę dobrze wyglądał w treningu, to samo można powiedzieć na temat Michała Bogacza. A do tego posyłając do gry Marcina było jasne, że musimy zmienić także drugiego obrońcę, żeby wpuścić do gry młodzieżowca. Błędy się zdarzają. Nie zawsze jest jednak jeden winowajca. Tym razem chodziło o błędy w ustawieniu i zachowaniu. Można powiedzieć, że pomyłki się namnożyły – wyjaśnia Tomasz Jasik.
W najbliższą sobotę piłkarze z Lublina pojadą do Elbląga. Tamtejsza Olimpia na inaugurację także poniosła porażkę – na wyjeździe z Wigrami Suwałki 1:2. To będzie wyjątkowy mecz dla Sebastiana Madejskiego, który jeszcze w czerwcu rozgrywał spotkania ligowe w barwach Olimpii. W sumie przez dwa sezony uzbierał 47 meczów. – Będziemy chcieli przywieźć do Lublina trzy punkty – zapowiada asystent trenera Hajdy.