ROZMOWA Z Andrzejem Sobieszczykiem, nowym bramkarzem Motoru Lublin
- Przenosiny do Motoru to trochę taki transfer w stylu krok do tyłu, żeby później zrobić dwa do przodu?
– Na pewno przychodzę do Lublina ze swoim celem, jakim jest gra. Druga sprawa, to fakt, że chce pomóc drużynie w wywalczyć awans do II ligi. Wiadomo, że dawno nie grałem w meczu ligowym, dlatego chciałbym na wiosnę, jak najczęściej pojawiać na boisku. Perspektywy w Motorze są ciekawe, dlatego uznałem, że to będzie fajne wyzwanie i zdecydowałem się je podjąć.
- Chyba musiałeś się jednak mocno zastanowić, zanim zdecydowałeś się na grę w III lidze?
– Pojawiały się różne myśli. Wypisałem sobie jednak wszystkie za i przeciw, a tych pierwszych było zdecydowanie więcej. Zdaję sobie sprawę, że to nie będzie łatwa runda. Mamy poważne zadanie do wykonania, a nie dostaniemy przecież niczego za darmo. Nikt nie może być pewny, jak to wszystko się potoczy. Przed nami dużo pracy i walki, ale ja osobiście zrobię wszystko, żeby zrealizować cel, jakim jest gra w II lidze i żeby wyniki były takie, jak wszyscy w Lublinie oczekują.
- Motor jest w czwartej klasie rozgrywkowej, ale chyba cały czas jest znany w innych zakątkach Polski?
– Na pewno. Dowiadywałem się przed transferem sporo na temat klubu. W środowisku piłkarskim można usłyszeć różne rzeczy. Ja akurat usłyszałem same dobre. To też przemawiało za tym, żeby jednak zdecydować się na przenosiny do Lublina.
- Praca z takimi trenerami, jak Marcin Sasal i Arkadiusz Onyszko, to też był dodatkowy argument za transferem?
– Oczywiście. To uznane nazwiska, więc nic tylko można od nich czerpać i sporo się nauczyć. Ja chcę chłonąć, jak najwięcej, zdobywać doświadczenie i na pewno to będzie duży plus.
- Ciekawie zapowiada się też rywalizacja o miejsce w bramce. Kandydatów jest kilku...
– To też wszystkim może wyjść tylko na dobre. Wiadomo, że ja potrzebuję trochę czasu na aklimatyzację. Muszę też poznać inny styl pracy. To już jednak moje zadanie, żeby jak najszybciej się zaadaptować do nowego otoczenia.
- Jak oceniasz dotychczasowe sparingi?
– No cóż, wygraliśmy tylko jeden i to 45 minutowy mecz. Szczerze mówiąc nie jestem do końca zadowolony, bo tracimy bramki. Tylko wtedy, w Warszawie zagraliśmy na zero z tyłu, a tak ciągle jakieś gole się zdarzają. Mamy jeszcze jednak parę tygodni przygotowań, trzeba wszystko dokładnie przeanalizować, a następnie wyciągnąć wnioski.
- Odczuwacie już presję związaną z walką o II ligę?
– Na pewno. Taki jednak jest zawód piłkarza. W poważnej piłce są kibice i oczekiwania. W Lublinie zastałem właśnie taką sytuację. Walczymy o awans i nie ma miejsca na żarty. Czasami trzeba się też odciąć od tego co się dzieje w kuluarach i skupić się na grze.
- Jak podoba ci się Lublin? Ludzie raczej przenoszą się w drugą stronę, do Krakowa...
– To prawda, ale dla mnie nie ma to większego znaczenia. Szczerze mówiąc jestem raczej domatorem. Nie interesuje mnie życie na mieście. Przychodzę tutaj z określonymi celami dla siebie i dla drużyny. Ten czas poza treningami staram się tak układać i planować, żeby się zmieścić w dobie, wypocząć i wykonać, jak najwięcej pracy. Bez tego nie ma co liczyć na efekty na boisku.
- Znałeś wcześniej kogoś w drużynie?
– Z Julkiem Tadrowskim spotkaliśmy się kiedyś na młodzieżowej kadrze. Ale przyjechałem do Lublina z Konradem Kasolikiem, który pochodzi z miejscowości obok mojej. Był też nawet w Puszczy Niepołomice na testach, więc poznaliśmy się już wcześniej, a teraz jesteśmy w Motorze. Wynajęliśmy mieszkanie i trzymamy się razem. Wiadomo, że kompan do treningu jest potrzebny. Ja jestem bramkarzem, on obrońcą, więc możemy współpracować. Czy to na treningu, czy na siłowni.