Rozmowa z Pawłem Babiarzem, trenerem Tomasovii Tomaszów Lubelski
- Do rozegrania w tym roku zostały już tylko trzy mecze ligowe, ale terminarz na koniec rundy nie sprzyja Tomasovii. Zagracie z Chełmianką, ŁKS Łagów i Cracovią II, czyli samą czołówką…
– Na pewno nie będzie łatwo poprawić naszej trudnej sytuacji. Szczerze mówiąc na razie nie wybiegam jednak tak daleko w przyszłość. Koncentrujemy się przede wszystkim na najbliższym rywalu, czyli Chełmiance i postaramy się o niespodziankę.
- Ostatnio przegraliście w Nowym Targu z Podhalem 1:4, ale to chyba nie był aż taki zły występ, jak wskazuje na to wynik?
– Z przebiegu spotkania na pewno nie zasłużyliśmy na taką wysoką porażkę. Szybko mieliśmy doskonałą szansę na gola, a po chwili objęliśmy nawet prowadzenie. Nie zdobyliśmy ani jednego punktu, ale uważam, że zrobiliśmy postęp. Mam nadzieję, że będzie to widać także w niedzielę.
- Chełmianka jeszcze niedawno przegrała dwa mecze z rzędu, ale wydaje się, że ostatnio wróciła do formy…
– Moim zdaniem w tej lidze bardzo ciężko jest mówić o dobrej formie jakiejkolwiek drużyny. Ciągle zdarzają się niespodzianki, a zespoły prezentują bardzo różną dyspozycję, która przypomina sinusoidę. Co chwilę ktoś albo zalicza pozytywny występ, albo wpadkę. Najlepiej było to widać na przykładzie naszego meczu z Podlasiem. Mieliśmy naprawdę dużo sytuacji, ale skończyło się na 0:0. Rywale niewiele mogli za to zdziałać w ataku. A co stało się w kolejnych meczach? My przegraliśmy w Nowym Targu 1:4, a klub z Białej Podlaskiej wygrał z Czarnymi Połaniec aż 5:2. W tej lidze naprawdę z tygodnia na tydzień sporo może się zmienić.
- A czy między trzecią, a czwartą ligą jest aż taka przepaść? W końcu klasę rozgrywkową niżej przeszliście, jak burza, a w obecnym sezonie macie olbrzymie kłopoty, żeby wygrać mecz…
– Powiedziałbym, że trzecia, a czwarta liga, to w ogóle inne dyscypliny sportowe. Powinno się zmienić nazwy tych rozgrywek, wtedy może człowiek miałby większą orientację, co go czeka.
- W czym widać największe różnice?
– Chyba we wszystkim po trochu. W czwartej lidze nasze mecze trwały tak naprawdę po 60 minut i przeciwnik nie zmuszał nas do wysiłku. Mimo że nie zawsze dysponowaliśmy najmocniejszym składem, to wygrywaliśmy. W trzeciej lidze natężenie jest dużo większe, trzeba walczyć przez 90 minut na pełnych obrotach i nie ma chwili wytchnienia. Każda kontuzja, czy osłabienie kadry od razu jest też bardzo widoczne w kolejnym spotkaniu. A te absencje zawodników akurat u nas się nawarstwiały. Na naszym przykładzie można powiedzieć, że przez pięć-sześć kolejek wyglądaliśmy całkiem nieźle. Potem był dołek spowodowany kontuzjami i kartkami oraz nasileniem gry. Dlatego mamy bardzo mało punktów i jesteśmy na ostatnim miejscu w tabeli. Mimo wszystko uważam, że grając tak, jak graliśmy przy odrobinie szczęścia nasz dorobek mógł być jednak trochę większy.
- A na co zanosi się w zimie? Będzie rewolucja w składzie drużyny?
– Trudno cokolwiek powiedzieć w tym momencie. Szczerze mówiąc nie wiem, co będzie ze mną, dlatego wolałbym się nie wypowiadać. Skupiamy się na razie na tym, żeby zdobyć, jak najwięcej punktów i poprawić naszą sytuację. A po ostatnim meczu usiądziemy i zobaczymy. Wiadomo jednak, że trener bierze odpowiedzialność za wyniki i ja biorę za nasze.