ROZMOWA Z Robertem Góralczykiem, trenerem Motoru Lublin
- Zakończyliście granie w tym roku meczem z Lublinianką. Czy podczas tego spotkania był jakiś jeden aspekt gry, na który zwracał pan szczególną uwagę?
– Chodziło nam chociażby o ustawienie niektórych zawodników na innych pozycjach niż bywało to w tej rundzie. Skuteczność to coś, nad czym ciągle musimy pracować. Dlatego przesunęliśmy Grzegorza Bonina w drugiej połowie na „dziewiątkę”. I to właśnie on rozwiązał worek z bramkami. Nie powiem, że to będzie rozwiązanie docelowe, ale w takich momentach można takie rzeczy sprawdzić. Generalnie to my chcemy prowadzić grę, kreować sytuację i szukać skuteczności. Na razie z tym są problemy i dlatego nasze wyniki wyglądają, jak wyglądają. Nasza w tym głowa, żeby od marca i pierwszej kolejki było już zdecydowanie lepiej.
- Zanosi się na duże zmiany kadrowe w zimie?
– Na pewno nie rewolucyjne. To nie służy żadnej drużynie na tym etapie rozgrywek. Ja też nie jestem zwolennikiem takich działań. Tym bardziej, że w okresie zimowym trudniej sprowadzić zawodników. Większość jest związana kontraktami ze swoimi klubami. Dlatego musimy szukać piłkarzy pod konkretne pozycje. Mamy w Motorze naprawdę silny zespół. Brakuje nam jednostek, które będą w stanie udokumentować siłę drużyny. Musimy przede wszystkim być skuteczniejsi.
- Przy okazji meczu z Lublinianką testowaliście: lewego obrońcę i środkowego pomocnika. A skoro mówi pan o problemie ze skutecznością, to pewnie na celowniku jest też napastnik?
– Ja tego nie powiem. Trzeba na całą sytuację spojrzeć szerzej. Za mojej kadencji na lewej stronie defensywy w sześciu, czy siedmiu spotkaniach zagrał Michał Wołos i grał naprawdę korzystnie. Dlatego nie chciałbym tworzyć żadnych teorii, że szukamy lewego obrońcy, czy środkowego pomocnika. Musimy brać pod uwagę młodzieżowców, kto gdzie może grać. Pod tym kątem i w celu uporządkowania tego wszystkiego szukać zawodników, żeby wykorzystać jak największy potencjał zespołu, który mamy, ale i jakim zespołem chcemy być.
- Tomasza Brzyskiego nie bierze pan już pod uwagę jako lewego obrońcy?
– Niczego nigdy nie należy przekreślać. Pewne roszady personalne mogą się pojawić. Wiadomo jednak, że Tomek jest na tyle kreatywnym zawodnikiem i że może dać sporo zespołowi w ofensywie. Dlatego warto wykorzystywać go właśnie w ataku. I wspierać kimś za plecami. To rozwiązanie w drugiej fazie rozgrywek się sprawdzało, a Tomek nawet z pozycji lewego obrońcy dał nam bardzo dużo. Sezon jest jednak długi i różne rzeczy mogą się zdarzyć. Dlatego trzeba sprawdzać różne warianty i szukać tego najbardziej optymalnego ustawienia.
- W ostatnich latach ze sparingpartnerami Motoru bywało różnie. Byli głównie rywale słabsi, były też drużyny mocniejsze. Jak wybraliście tym razem?
– Ogólnie przewidujemy 13 sparingów. To będą rywale między II, a IV ligą. Mam swoją koncepcję pracy w okresie przygotowawczym. Będzie często tak, że będziemy grali mecze w: środę i sobotę, ale rozegramy też dwa spotkania jednego dnia. Wszystko po to, żeby zawodnicy mieli okazję, w określonych terminach zagrać po 90 minut.
- Czy na wiosnę na pewno walczycie o awans? Jak podchodzicie do tego tematu?
– Specyfika tych rozgrywek jest taka, że jesteśmy na piątym miejscu. A jeżeli uznamy, że wszystkie zespoły, które są przed nami to kandydaci do awansu to na pewno strata punktów w bezpośrednich meczach między tymi zespołami musi się zdarzyć. Dodatkowo, różnie to jest z wejściem w rundę rewanżową. My musimy patrzeć przede wszystkim na siebie. Jest 51 punktów do zdobycia, więc pięć „oczek” straty niewiele znaczy. W tej rundzie lider wywalczył 35 punktów. A to znaczy, że stracił aż 16. W taki razie można zakładać, że jeżeli my na wiosnę zgubimy powiedzmy: 5, 7, czy 10 „oczek”, to do końca będziemy się liczyć w tej walce o pierwsze miejsce. Chcemy grać o najwyższy cel i nie możemy się od tego opędzać rękami. To byłoby nieszczere wobec wszystkich. I dla nas samych i dla ludzi, którzy są z Motorem na dobre i na złe. Nie jesteśmy na szczycie tabeli, ale na nasze spotkania przychodzi po 2,5-3 tysiące ludzi. To też doceniamy i szanujemy, ale chcemy, żeby było ich jeszcze więcej.
- Czy można już powiedzieć, że ktoś na pewno odejdzie w zimie Motoru?
– Na dzień dzisiejszy jeszcze nic nie mówmy. To będzie zależało od tego, kogo uda nam się sprowadzić. Każdego zawodnika mamy już w jakiś sposób zdefiniowanego na podstawie tego, jak pokazywali się w meczach ligowych, na treningach, czy ostatnio podczas testów, które przeprowadziliśmy. Na podstawie tego układamy cały profil drużyny pod kątem drugiej rundy. Teraz musimy ruszać na poszukiwania. Chcemy być też przejrzyści w stosunku do naszych zawodników. I poinformować tych, którzy będą musieli szukać nowych klubów w odpowiednim momencie, żeby też mieli czas na znalezienie swojego miejsca. Każdego trzeba szanować.
- Jak pan ocenia swoją dotychczasową pracę w Lublinie?
– Podzieliłbym ten czas na dwa etapy. Pierwszy, czterech meczów, które zakładałem, że będą mocnym sprawdzianem już na samym wstępie. Wszyscy rywale byli mocni – nie umniejszając oczywiście innym. To były mecze z: KSZO Ostrowiec Świętokrzyski, Stalą Rzeszów, Chełmianką Chełm i Podhalem Nowy Targ, a więc z dwoma zespołami z bezpośredniej rywalizacji. Chełmianka też wtedy była w czołówce. Uznałbym je za korzystne, zarówno jeśli chodzi o grę, jak i dorobek punktowy, choć możemy być niezadowoleni z powodu straconych punktów na Podhalu. W momencie, kiedy wydawało się, że jest lepiej niż było, przyszedł moment nieskuteczności. Było tak na przykład w meczu z Wólczanką, gdzie dominowaliśmy do ostatnich minut, a nie potrafiliśmy wykorzystać sytuacji tak jak choćby w meczu z Lublinianką przed przerwą. Przydarzył nam się też mecz z Wiślanami Jaśkowice, który w pierwszej połowie był w naszym wykonaniu może nie bardzo dobry, ale przynajmniej dobry. Potwierdziliśmy to bramką i sytuacjami. Z kolei w drugiej połowie stało się z nami coś złego, straciliśmy prowadzenie i dwa punkty. Także ten drugi okres był mniej udany. Być może to będzie impuls, że musimy dać z siebie jeszcze więcej i znaleźć jeszcze więcej jakości w zespole, żeby w tych pozostałych meczach grać o najwyższe cele.