ROZMOWA Z Grzegorzem Boninem, piłkarzem Motoru Lublin
- Jak oceniacie mecz z Lublinianką? Wygraliście 4:0, ale goli mogło być więcej...
– To było zakończenie rundy, która była średnia w naszym wykonaniu patrząc na całokształt. Tak samo, jak na gierce tak samo w sparingu dążyliśmy do tego, żeby wygrać. Szwankowało, to co szwankuje u nas od dawna, czyli skuteczność. Ostatecznie udało się jednak wygrać i z tego trzeba cię cieszyć.
- Szkoda podcinki na koniec spotkania, bo mógł pan efektownie zakończyć derby Lublina...
– To był mecz kontrolny, więc można było sobie pozwolić na takie zagranie, ale na pewno szkoda. To byłaby ładna bramka i jeszcze bardziej efektowne zwycięstwo.
- Strzela pan w ogóle brzydkie bramki? Ta na 1:0 też była niczego sobie...
– Tak, takie też (śmiech). Szczerze to nie ma dla mnie znaczenia, czy gol był ładny, czy nie. Najważniejsze, żeby piłka wylądowała w siatce i żeby drużyna miała z tego pożytek w postaci punktów.
- Runda była średnia zwłaszcza z powodu trzech remisów w trzech ostatnich meczach. Którego z nich szkoda najbardziej? Jednak tego z Podhalem, kiedy straciliście gola w 90 minucie?
– Każdego, ale przede wszystkim meczów u siebie. Wiedzieliśmy, że na wyjazdach będzie różnie. Na swoim stadionie przede wszystkim musimy zdobywać po trzy punkty. Patrząc pod względem matematycznym, to gdybyśmy wygrali te wszystkie spotkania na Arenie Lublin pewnie bylibyśmy na pierwszym miejscu. Nie liczyłem dokładnie, ale to by chyba wystarczyło. Na wyjazdach gra jest inna, u siebie zawsze mamy jednak przewagę, ale nie potrafimy tego do końca wykorzystać. Na pewno musimy być skuteczniejsi.
- Czyli jednak jesień trzeba ocenić jako rozczarowanie?
– Wiadomo, jaki mamy cel. Ale czy rozczarowanie? Cały czas mamy kontakt z czołówką, chcieliśmy być w czubie tabeli. I to się udało. W końcówce rundy trochę nam rywale pouciekali, ale przed nami jest cała wiosna. Dlatego nie ma jakiejś tragedii. Wierzę, że w 2019 roku będziemy spisywać się lepiej i na koniec jednak to my będziemy cieszyć się z awansu.
- Kogo uważacie za najgroźniejszego rywala?
– Wszystko jeszcze się okaże, ale my musimy przede wszystkim patrzyć na siebie. Pod względem kadrowym na pewno Stal Rzeszów jest takim zespołem, który wygląda najmocniej, a dodatkowo gra najbardziej stabilnie. Na pewno głównie na nich trzeba będzie uważać. Powtarzam jednak, że my musimy skupić się na sobie i poprawić naszą grę.
- Coś pana zaskoczyło w poziomie trzeciej ligi?
– Można powiedzieć, że gra często jest bezpośrednia, mijamy drugą linię. Jest dużo walki i długiej piłki, ścigania się. Jak człowiek kilkanaście lat grał na wyższym poziomie to trochę potrwa, żeby przystosować się jednak do prostej gry. Takie są realia tej ligi.