(fot. Wojciech Nieśpiałowski)
ROZMOWA Z Pawłem Gilem, lubelskim sędzią piłkarskim, uczestnikiem mistrzostw świata w Rosji
- Opinie na temat VAR po mistrzostwach świata w Rosji są pozytywne. Jaka jest pana ocena? I czym różnił się VAR podczas mundialu w porównaniu z polską ekstraklasą?
– U nas w wozie podczas meczów jest tylko dwóch sędziów. W Rosji było ich czterech, także AVAR 2, który zajmował się wyłącznie oceną spalonego oraz AVAR 3, czyli tzw. support, który stał za VAR-em, oglądał na bieżąco mecz i jeżeli pojawiła się jakaś powtórka, która była najlepsza to mówił o tym. Dodatkowo służył pomocą w ocenie tych najbardziej skomplikowanych sytuacji.
- Został pan na mundialu do samego końca. To chyba oznacza, że dobrze wywiązał się pan ze swoich obowiązków...
– Koncentrowałem się na każdym, kolejnym meczu. Na takim turnieju nie można myśleć inaczej. Nie ma sensu za daleko wybiegać w przyszłość, bo w ten sposób łatwo popełnić jakiś błąd. Grupa VAR-ów była ograniczona. My przygotowywaliśmy się bardzo intensywnie i wiadomo było, że część z nas zostanie do samego końca. Komisja sędziowska chciała mieć możliwość wyboru i dlatego zostało nawet więcej sędziów, niż na początku planowano. O meczach, przy których będziemy pracować dowiadywaliśmy się dzień wcześniej, więc niemal do samego końca to była niespodzianka. Myślę, że generalnie sędziowie z Polski, którzy byli na turnieju wypadli naprawdę dobrze. Szymon Marciniak prowadził mecz mistrzów i wicemistrzów świata oraz był jednym z najmłodszych arbitrów na tym turnieju. Zebrał doświadczenie, którego nie da się z niczym porównać. Uczestnictwo w mundialu i praca podczas pojedynków zespołów z różnych kontynentów to jest coś, czego nie da się powtórzyć na innej imprezie. W ocenie komisji sędziowskiej wypadł naprawdę dobrze.
- Mówi się jednak, że Paweł Gil był jedynym wygranym spośród Polaków, podczas zakończonych mistrzostw świata...
– Myślę, że ta opinia jest przesadzona. Generalnie udział polskich sędziów po 20 latach na mundialu należy ocenić jako coś wyjątkowego. Tego, jak zostało to odebrane w kraju nie chciałbym komentować, bo wróciliśmy tutaj po ciężkiej pracy. A do tego wielomiesięcznych przygotowaniach i myślę, że należy się cieszyć z tego, że byliśmy na mistrzostwach świata. A Szymonowi trzeba życzyć, żeby znowu pojechał na tak dużą imprezę.
- Ciężka praca, wielomiesięczne przygotowania, a do tego wielka presja czasu. Dużo nerwów kosztowały pana te mistrzostwa?
– Nie da się ukryć, żeby przygotować się do takiej imprezy należy poświęcić naprawdę dużo czasu oraz dbać o detale. Praca na miejscu w Rosji była trochę inna niż w Polsce, ponieważ w wozie VAR pracowały ze sobą cztery osoby. Często każdy z nas był z innego kraju. Posługiwaliśmy się głównie językiem angielskim, choć pracując z Włochami nauczyłem się podstawowych zwrotów w ich języku. To bardzo pomaga, kiedy komunikaty są proste, zwięzłe i szybkie. Powstały takie zespoły, w których pracowaliśmy. Byli główni VAR-owie, a ja pracowałem jako AVAR z kilkoma sędziami. Ta praca wyglądała naprawdę dobrze i VAR zdał egzamin na tym turnieju. A jak wiadomo była to wielka niewiadoma przed rozpoczęciem imprezy.
- Teraz ciężko będzie się przestawić na mecze w polskiej ekstraklasie?
– Myślę, że nie. Takie mistrzostwa to niesamowity zastrzyk adrenaliny. Każdy, kto przeżył tak dużą imprezę i spełnił swoje marzenia, wraca do kraju i chce dalej to robić. Odczuwam niesamowitą radość z tego, co robię i mam dużą chęć powrotu na boisko, jak i do wozu VAR. Teraz przygotowuje się do meczów zarówno w naszej ekstraklasie, jak i meczów w Europie. Czekam na to jakie spotkania zostaną mi przydzielone. Chciałbym, jak najlepiej sędziować każde kolejne zawody. Co przyniesie przyszłość, zobaczymy.
- Nie przychodziło do głowy, żeby skupić się już tylko na pracy jako arbiter VAR i nie pojawiać się z gwizdkiem na boisku?
– Na razie, zarówno w Polsce, jak i w rozgrywkach FIFA i tak wyłącznie aktywni sędziowie mogą pracować jako VAR. Nie wiemy, co przyniesie czas i jakie będą dalsze decyzje. Może to wynikać też z faktu, że VAR jest bardzo świeżą sprawą, która jest opracowywana od dwóch lat w USA. My w Polsce pracujemy od roku. A VAR ciągle się rozwija. W tym momencie w wozie pracują ci sami ludzie, którzy na innych meczach biegają po boisku. Myślę, że jest to ważne. Wielokrotnie instruktorzy podkreślali, że by być dobrym w wozie VAR, należy czuć atmosferę boiska. To nie jest tak, że wszystko jest czarno-białe, oglądamy każdą klatkę i szukamy centymetrów. Ale musimy czuć, że jeśli sędzia w jednym polu karnym, w podobnej sytuacji nie podyktował rzutu karnego, opisał tę sytuację i VAR ocenił, że nie jest to jego oczywisty błąd, a w drugim polu karnym była podobna sytuacja, to my nie możemy być jedynymi w wozie, którzy czegoś szukają. My nie jesteśmy poszukiwaczami fauli, tylko mamy pomagać sędziemu, gdy popełni oczywisty błąd. Warto powtarzać to kibicom. Nie w każdej kontrowersyjnej sytuacji sędzia powinien być poproszony, żeby sobie ją ocenił na ekranie. Arbiter powinien być zaproszony do monitora, kiedy popełnił oczywisty i jednoznaczny błąd. A tak naprawdę sędzia wychodząc na boisko powinien myśleć, że to on odpowiada za wszystko i podejmować decyzje tak, jakby tego VAR-u nie było.
- Presja przy podejmowaniu decyzji na pewno jest większa niż w ekstraklasie?
– Ale nad tym też trzeba pracować. Jeżeli będziemy myśleli podczas podejmowania decyzji o presji, to łatwo jest popełnić dosyć prosty błąd. Należy się skupić na pracy, co też wymaga oddzielnego przygotowania mentalnego. Każdy, kto pełni jakąś funkcję na dużej imprezie musi być skupiony na swojej pracy w danym momencie. Nie należy patrzeć na to, co jest dookoła i na warunki, w których pracujesz. Te wszystkie okoliczności mogą sprawić, że nie będziesz racjonalnie podejmował decyzji.
- Ruszył nowy sezon ekstraklasy, a Paweł Gil miał wolne?
– Byłem jako VAR na meczu Jagiellonia Białystok – Lechia Gdańsk. Chciałbym podkreślić, że świetna praca sędziego na boisku spowodowała, że my nie musieliśmy interweniować. Mecz był wymagający, a arbiter w pojedynkę mu sprostał. I o to właśnie chodzi. Dopiero, kiedy sędziemu coś umknie, wtedy powinien wkraczać VAR.
- Jak to jest, gdy pojawia się jakaś sporna sytuacja? Spieracie się między sobą w wozie, jak ją rozstrzygnąć?
– Przeważa analiza. Sędzia, który jest VAR-em, w polskich warunkach jest najczęściej sędzią prowadzącym z ekstraklasy. Natomiast AVAR-em jest sędzia główny lub asystent z ekstraklasy. Jeżeli jest naprawdę skomplikowana sytuacja, to VAR mówi swoją opinię i czasem pyta też o opinię AVAR-a. Ale pamiętajmy, że rolą tego ostatniego jest śledzenie tego, co dzieje się na boisku, kiedy VAR sprawdza sytuacje. Czyli jeżeli gra się toczy, a VAR zobaczy jakiś błąd, to AVAR często nawet nie ma fizycznie możliwości sprawdzić co się dzieje. Jeżeli jest przerwa w grze, to może rzucić na to okiem, ale to VAR musi podejmować decyzje. Na mistrzostwach świata był jeszcze ten support, który znajdował się z tyłu. On tak naprawdę był przede wszystkim od śledzenia programu telewizyjnego i podpowiadania sędziemu, że pokazali najlepszą powtórkę. VAR skupia się na analizie i pytaniach oraz szybkich odpowiedziach. Czy w czasie konstruowania akcji coś nie zostało przeoczone, kto pierwszy dotknął piłki, itp. Na tym polega współpraca. Przy czterech osobach w wozie, podział kompetencji musi być dobrze doprecyzowany, by nie popełnić jakiegoś błędu w komunikacji. A dodatkowej trudności dodaje fakt, że w wozie spotykają się osoby z różnych krajów. Jednak, gdy dopracuje się szczegóły, to daje niesamowitą satysfakcję, że czterech ludzi z innych państw może wypracować wspólnie dobrą decyzje. Ja w późniejszym okresie pracowałem z tymi samymi VAR-ami. To byli: Holender, dwóch Włochów i Niemiec.
- Czyli nie było takich sytuacji, że jest ręka w polu karnym i jedna osoba mówi: karny. Druga twierdzi, że nie i spieracie się, jak rozwiązać całą sytuację?
– Wszystko jest nagrywane, oczywiście ktoś może powiedzieć: zobacz, zwróć uwagę na to, czy na tamto. Albo ktoś ogląda daną sytuację i mówi dla mnie, to nie jest ręka. Ale drugi z tyłu jest po to, żeby powiedzieć: spójrz, jest dodatkowy ruch ręki, czy to przeanalizowałeś? Jest odpowiedź: tak, ale wcześniej piłka odbiła się jeszcze od nogi, więc pomimo tego ruchu karnego nie ma. Dodatkowe spory nie wchodzą w grę. Przede wszystkim nie byłoby na to czasu. Po drugie, gdyby do takich sytuacji dochodziło, to ci ludzie nie pracowaliby razem. Grupy, które jednak zostały utworzone potrafiły ze sobą współpracować.
- Jeżeli chodzi o samą otoczkę mundialu, co było najbardziej zaskakujące?
– Może nie zaskakujące, ale dużo radości sprawiło mi, jak wszystko było dopracowane już podczas okresu przygotowawczego. Każdy dzień rozpoczynaliśmy od porannego treningu. Potem powrót do hotelu i lunch, a następnie wykłady. Później był jeszcze specjalny turniej, przy okazji którego jeździliśmy sędziować mecze. Wracaliśmy do hotelu i wieczorem dalej trwały analizy. Mnóstwo pracy wykonaliśmy jeszcze przed samym turniejem. A w czasie mistrzostw spotykaliśmy się na analizie klipów, sytuacji, odsłuchiwaniu, co może być lepsze. Praca trwała cały czas. To było fascynujące. A do tego sam udział w takiej imprezie. To uczucie, kiedy czujesz, że wróciłeś z mistrzostw świata. Wcześniej chyba nie dociera to do człowieka. A w końcu było się jednak na imprezie, o której marzyło się od samego początku, kiedy zaczęło się sędziować. To niesamowite uczucie.
- Pracował pan w Rosji przy kilkunastu meczach, czy któryś z nich szczególnie zapadł w pamięć?
– W wielu spotkaniach sporo się działo. Trzeba pamiętać o tym, że ludzie nie wiedzą, ile sytuacji jest dokładnie sprawdzanych i analizowanych. Kamery umieszczone w studio pokazywane są tylko w tych najbardziej skrajnych przypadkach. A praca tak naprawdę wre cały czas. To jest ciekawy materiał, ale wszystkiego się nie pokazuje. Np, jak VAR mówi, że obserwuje sytuację na piłce, AVAR jest poza grą. W tym momencie, jak jest długie podanie AVAR 2 mówi, że nie ma spalonego. Odsłuchanie kilkunastu minut takich rozmów daje pogląd, że tam jest wielkie skupienie i napięcie, dopiero potem obserwując to z boku widzi się, jak człowiek był na tym wszystkim skoncentrowany. Bardzo mi się podobało, że wszystko szło tak płynnie. Szczególnie, kiedy gra jest puszczona w polu karnym, a VAR szybko znajdzie błąd, poinformuje zanim piłka przejdzie w drugie pole karne. Kiedy decyzja jest skorygowana na właściwą, wtedy widać, że VAR był potrzebny. Generalnie odbiór był taki, że VAR w najważniejszych momentach się przydał. A że będziemy dyskutować, czy mógł zostać użyty w jakiejś innej sytuacji ? To podkreślał już David Elleray przy okazji swojej pierwszej wizyty w Polsce, że nie da się uniknąć kontrowersji w piłce nożnej. VAR likwidując te kontrowersje zabijałby ducha gry. Najważniejsze jest, żeby unikać skandali, a to zostało osiągnięte i to jest największy sukces.
- W jakim kierunku może w ogóle pójść pomoc technologii w piłce nożnej. Co jeszcze w tym temacie można poprawić?
– Trudno powiedzieć. Mamy protokół, który przed mistrzostwami został doprecyzowany. Po mistrzostwach mogą się pojawić jakieś wnioski. Na pewno jednak oczekiwanie, żeby VAR sprawdzał każdy rzut wolny nie przejdzie. To mogłoby zabić ducha gry. Gdybyśmy sprawdzili efektywny czas gry, to nie przypuszczam, żeby bardzo różnił się od meczów przy okazji poprzedniego mundialu w Brazylii. To sprawdzanie, oglądanie sytuacji na boisku nie wydłużyło go aż tak. Jeżeli dalej zaczniemy wchodzić w te sytuacje, to może być różnie. To co mamy się sprawdza, można jedynie doprecyzować detale. Wszystko zależy od człowieka i jak będzie to oceniał. Jeżeli poziom interwencji będzie podobny, to nadal będziemy unikać skandali. Ważne jednak, żebyśmy nadal dyskutowali o piłce. Jak przestaniemy, to będzie najgorsze.
- Rozpoznawalność Pawła Gila wzrosła po mistrzostwach?
– Jeszcze nie miałem czasu się o tym przekonać. Miło jednak, że osoby, z którymi utrzymywałem kontakt nadal chętnie ze mną rozmawiają. To znaczy, że oceniają mnie pozytywnie. I z tego trzeba się cieszyć.