Rozmowa z Jurijem Szatałowem, trenerem Górnika Łęczna
Jakich transferów możemy się jeszcze spodziewać?
– Szukamy „klasycznej dziewiątki”, ale nic na siłę nie będziemy robili. Nie jesteśmy krezusem, więc musi to być przede wszystkim zawodnik wolny. Mimo to uważam, że na dzień dzisiejszy mamy już skład dosyć mocny. Jeśli kogo będziemy jeszcze szukali, to przede wszystkim młodych graczy, do 23 lat, którzy będą mogli rozwijać się przy takich piłkarzach jak Mirek Bożok i Łukasz Mierzejewski.
Kontuzji nabawił się Bartek Wiązowski, więc chyba przydałby się ktoś do wzmocnienia konkurencji wśród młodzieżowców.
– Z młodzieżowcami jest pewien problem, bo ciężko znaleźć dobrego zawodnika w młodym wieku. Są Łukasz Zwoliński, Damian Szpak i Julien Tadrowski, a mamy jeszcze Marcina Świecha, który będzie się uczył do Patrika Mraza. Może grać jeden młodzieżowiec, mamy czterech, ale będziemy się rozglądali, między innymi w regionie.
Na treningu nie było Michała Palucha.
– W sprawie kilku młodych zawodników podjęliśmy decyzję, aby oddać ich do klubów w naszym pobliżu i dzięki temu móc obserwować. Trochę odstawali od reszty i nie mieli szans na granie. A to jest im najbardziej potrzebne.
Może pan stracić jeszcze kogoś z kadry? Mówiło się o zainteresowaniu Lechii Gdańsk Patrikiem Mrazem.
– Zawsze staram się zatrzymać wartościowych piłkarzy i odpowiednio o nich dbać. Mówiłem naszym prezesem z kim trzeba od razu rozmawiać o przedłużeniu umów. I takie ustalenia już były. Dlatego nikt od nas więcej nie odejdzie. Skład grający jesienią zostaje w Górniku również na wiosnę.
Dużo odebrał pan telefonów od graczy, którzy chcieliby grać w Łęcznej?
– Tak, bo wartość klubu po rundzie jesiennej i zajęciu pozycji lidera bardzo wzrosła. Wyniki i dobra gra zrobiły swoje. Ale my robimy swoją selekcję i dobieramy graczy, także pod kątem charakterów, którzy będą do nas pasowali.
Łukasz Mierzejewski i Miroslav Bozok ostatnio nie grali w Polsce, więc skąd pomysł, aby ich sprowadzić?
– Łukasza znam, bo grał u mnie w Cracovii i cały czas go potem śledziłem. Potrzebowałem wzmocnienia rywalizacji na prawej obronie i mam nadzieję, że teraz ona się polepszy. Chciałem go już pół roku wcześniej, ale czasem w rozmowach z menedżerami wynikają pewne problemy. Na szczęście udało się sprawę dopiąć teraz, bo sytuacja była bardziej klarowna. Mirka natomiast chciałem wcześniej ściągnąć do Zawiszy. Nie udało się do Bydgoszczy, ale wyszło do Łęcznej.
Za kogo będzie grał Bożok?
– Chciałbym grać bardziej ofensywnie. Poza tym Mirek jest bardziej uniwersalnym zawodnikiem, może występować w środku pomocy lub na lewej stronie. Ma dwie pozycje do obstawienia.
Jak będą wyglądały przygotowania?
– Do tego wystarczy nawet pięć tygodni. Przerwa zimowa jest dłuższa, dlatego po kilku dniach chłopaki znowu otrzymają trochę wolnego. A zaczynamy wcześniej, aby wprowadzić zawodników, zbadać ich. Ale każdy z nich otrzyma indywidualne „rozpiski” i będzie sam trenował w domu. Ja z żoną mieszkam już 27 lat i czasem pojawia się znudzenie. Dlatego zawodnicy w szatni też zaczynają się nudzić ze sobą. Trzeba czasami od siebie odpocząć. Jednak już od 16 stycznia zaczniemy konkretne przygotowania.
W ubiegłym sezonie z Zawiszą nie udało się panu awansować do ekstraklasy.
– Taka jest praca trenerska. Wszystko zależy od materiału piłkarskiego, trenerów, prezesów i nie zawsze udaje się osiągnąć cel, choć ja bardzo chciałem awansu z Zawiszą. Mam nadzieję, że uda mi się to udowodnić, dobrą grą, w Łęcznej. O Bydgoszczy już nie myślę.
Słyszałem, że zabrania pan rozmawiać piłkarzom o ekstraklasie, a przecież i tak nie da się uciec od tematu awansu.
– Przygotował pan prezenty na ostatnie święta?
Oczywiście.
– A na następne?
Nie.
– Tak samo nie ma sensu mówić już teraz o ekstraklasie. Pierwsza liga jest trudna i zupełnie inna od ekstraklasy. W tym momencie nie ma potrzeby rozmawiać o ostatnim meczu, najpierw trzeba przygotować się do pierwszego, w Płocku. Przykładów mogę podać wiele, choćby Floty Świnoujście, która po pierwszej rundzie miała czterdzieści punktów, a i tak nie dała rady. Ja wolę nie mówić, tylko ciężko pracować. Samo mówienie nic nie daje. Ale będziemy walczyć.