AZS UMCS w ostatnich miesiącach przeszedł prawdziwą metamorfozę. Lubelscy futsaliści z chłopców do bicia przeistoczyli się w prawdziwych mocarzy.
Duży potencjał AZS UMCS pokazał już w spotkaniu Pucharu Polski z Clearexem Chorzów. Wielokrotny mistrz Polski skruszył lubelski mur dopiero pięć minut przed końcem zawodów. Wcześniej w hali Globus cały czas utrzymywał się bezbramkowy remis, a więcej z gry mieli gospodarze.
– Wydaje mi się, że ten mecz dodał nam sporo pewności siebie. Chłopaki uwierzyli we własne umiejętności i zrozumieli, że skoro są w stanie jak równy z równym grać z czołową drużyną ekstraklasy, to tym bardziej z pierwszoligowcami – mówi Artur Gadzicki, szkoleniowiec zespołu.
Kolejne wyniki są potwierdzeniem jego słów. Akademicy najpierw rozprawili się 7:2 z Futsalem Nowiny, następnie minimalnie ulegli liderowi Nbitowi Gliwice 1:2, żeby tydzień później w tym samym stosunku ograć u siebie wicelidera Cuprum Polkowice. Dobrą passę przed tygodniem podtrzymali w meczu z bardzo mocnym Berlandem Komprachcice.
Jeszcze kilkanaście sekund przed końcem zawodów prowadzili 3:2, żeby ostatecznie zremisować 3:3. To gigantyczna różnica w porównaniu z poprzednim spotkaniem tych zespołów, gdy Berland wygrał w Lublinie wysoko 6:3.
Co ciekawe, w AZS UMCS zimą nie doszło wcale do wielu zmian kadrowych. Metamorfoza drużyny to efekt solidnej pracy pod okiem trenera Gadzickiego.
– Artur objął nas w letniej przerwie, potrzebowaliśmy trochę czasu, żeby przyswoić wszystkie jego pomysły i wdrożyć je do naszego systemu. Na początku nie zawsze nam wychodziło, ale z czasem wszystko zaczęło się zazębiać, a ostatnie wyniki świadczą o tym, że jest już całkiem nieźle – ocenia Jakub Drzewiecki, zawodnik Dzików.
– Cała tajemnica to cierpliwa praca. Ja realizuję swój pomysł na zespół, chłopaki się podporządkowali i powoli to wszystko zaczyna nabierać kształtów. Potrzebowaliśmy czasu, bo jesteśmy zespołem, który nie może pozwolić sobie na codzienne treningi i często zmuszony jest ćwiczyć późno w nocy, gdy chłopaki kończą pracę i zajęcia na studiach – tłumaczy realia, w jakich funkcjonuje klub Gadzicki.
Pod jego wodzą Dziki bardzo dobrze radzą sobie w defensywie, popełniają coraz mniej indywidualnych błędów i sami potrafią zdominować nawet mocniejszego rywala.
– Takie są założenia. Mamy grać agresywnie w obronie i wychodzić wyżej do przeciwnika, narzucając mu swój styl i nie dając miejsca na rozwinięcie skrzydeł. Grając wysokim tempem jesteśmy w stanie rywalizować z każdym zespołem w tej lidze, co już zresztą udowodniliśmy – cieszy się szkoleniowiec.
Póki co lublinianie zajmują dziesiątą lokatę, ale do piątej tracą zaledwie dwa punkty. Kolejne spotkanie zagrają dopiero 28 lutego po trzytygodniowej przerwie.
– Myślę, że to nie wybije nas z dobrego rytmu. Czas wolny od rozgrywek zamierzamy wykorzystać na poprawienie tych elementów, które tego wymagają, bo to nie jest tak, że nosimy teraz głowy wysoko w chmurach. Zdajemy sobie sprawę z własnych słabości i chcemy je eliminować. Terminarz ułożył się tak, że mamy przed sobą spotkania z bezpośrednimi rywalami. Każde zwycięstwo będzie przesuwało nas w górę tabeli – zauważa Gadzicki.
– Mamy potencjał na przynajmniej piąte miejsce, a może i wyżej – dodaje Drzewiecki.